Akcja, przygoda i reklama wojska w jednym. Nigdy wcześniej ani nigdy później piloci i samoloty nie wyglądali tak dobrze jak w Top Gun. Prawdziwe myśliwce w fikcyjnej historii, która dzięki współpracy z Pentagonem zadziałała na wyobraźnię, a nadzieje wojskowych na bezpośredni efekt reklamowy zostały spełnione. Kiedy w 1986 roku film zadebiutował na ekranie, w kinach zainstalowano skrzynki rekrutacyjne, a liczba kandydatów do United States Air Force i Navy wzrosła o jedną trzecią. Do dziś w amerykańskich kręgach militarnych mówi się o efekcie top gun.

Tonny Scott i jego wizja

Tony Scott spędził już cztery dni na pokładzie USS Enterprise, lotniskowcu US Navy ciągle nie mając materiału, który chciał nagrać. Myśliwce, które do tej pory pozwolono mu sfilmować podczas startu i lądowania, nie były dla niego wystarczająco wysublimowane. Brakowało odpowiedniego światła i efektu wow. Właśnie dlatego razem ze swoją ekipą w sierpniu 1985 roku zaczął polować na wschody słońca. Wschody, które wraz z zachodami stały się potem jednym z charakterystycznych elementów jego twórczości. Gdy kamery były na miejscach, a pierwsze promienie światła przedzierały się przez horyzont, wydawało się, że ujęcie będzie perfekcyjne, wtedy lotniskowiec zaczął nawracać. Znowu nic z tego.

Po kolejnej nieudanej próbie poprosił kapitana, by w czasie gdy ekipa nagrywała te konkretne ujęcia pozostał na kursie. Jednak współpraca jaką wcześniej uzgodniono z armią nie uwzględniała takich zachcianek. Statek marynarki wojennej miał nigdy nie być zabawką dla ekipy filmowej. Reżyser uciekł się więc do ostateczności. Jak opowiedział o swoim filmie w jednym z wywiadów: „Miałem książeczkę czekową i wynająłem statek na pięć minut, koszt: 25 000 $. Było warto, Top Gun potrzebował ujęć, które nigdy wcześniej nie były nagrywane”.

Filmowa adrenalina i propaganda

Perfekcjonizm reżysera się opłacił. Film z Tomem Cruisem miał światową premierę w Nowym Jorku, 12 maja w 1986 roku. Tuż po niej do kinowych kas zaczęły ustawiać się długie kolejki, a film był nie tylko hitem lata ale również jednym z największych przebojów roku. Historia dwóch pilotów elitarnej szkoły marynarki wojennej, przeplatana romansem była dość prosta, lecz to spektakularne popisy myśliwców F-14 zadziwiły publiczność. Swoje zrobiła również ścieżka dźwiękowa, która swoją przebojowością skutecznie podbiła scenariuszową historię.

Pętle, korkociągi, przeciążenia i zbliżenia na odrzutowe silniki. Kamery były zainstalowane w kokpitach lub na skrzydłach maszyn. Widzowie mieli wrażenie bycia w samym środku akcji i nawet dzisiaj możemy docenić kunszt oraz pomysły reżysera sprzed ponad trzech dekad. Napływ adrenaliny sprawiał, że wielu młodych ludzi znów uznało wojsko za fajne. Z sukcesu komercyjnego cieszyły się władze wytwórni i producenci. Z kolei z sukcesu propagandowego cieszyli się wojskowi decydenci, ponieważ film był wygraną dla całego departamentu obrony USA. Wojsko nie było takie złe, wręcz przeciwnie! Pełne przygód, romansów, pięknych maszyn i męskiej adrenaliny.

Hollywood i wojsko

Nie był to pierwszy film we współpracy biznesu filmowego z wojskiem. Pierwszym filmem o którym warto wspomnieć, a który otrzymał Oscara w najważniejszej kategorii był Wings z 1927 roku. Powstał on przy pomocy ówczesnego amerykańskiego departamentu wojny. Poza dostarczonym sprzętem, również ok. 3000 żołnierzy piechoty zostało udostępnionych jako statyści do niemego filmu o dwóch pilotach z czasów I Wojny Światowej.

Współpraca opłacała się każdej ze stron. Branży filmowej wolno było wypożyczać sprzęt wojskowy za niewielkie pieniądze, w zamian Pentagon, bądź poszczególne jednostki armii mogły wpływać i zabierać głos w kwestii scenariusza. Głównymi tematami wojennymi były produkcje filmowe traktujące o II Wojnie Światowej. Nie wywoływały one żadnych problemów moralnych ponieważ wojska USA walczyły w dobrej sprawie. Przeciwko Niemcom, lub przeciwko wolności, tak w Stanach Zjednoczonych cenionej.

Wszystko zmieniło się wraz z wojną w Wietnamie. Protesty i demonstracje antywojenne, których muzycznym tłem było Imagine John Lennona zdominowały życie codzienne. Późniejsze filmy takie jak Czas Apokalipsy (1979) Francisa Forda Coppoli, czy Pluton (1986) Olivera Stone’a pokazały chaos wojny – ze wszystkimi ich negatywnymi skutkami. To nie była już „piękna” wojenna przygoda pełna amerykańskiego patosu. Co za tym idzie, nikt z armii nie zamierzał wspierać podobnych filmów. Układ, który przez wiele lat opłacał się każdej ze stron, od czasów wojny w Wietnamie przestał funkcjonować. 

Nowy hit propagandowy

Producenci Jerry Bruckheimer i Don Simpson pomysł na scenariuszu do filmu zaczerpnęli z artykułu autorstwa Ehuda Yonaya zatytułowanego Top Guns z maja 1983 i czasopisma California Magazine. Bogato ilustrowany w zdjęcia lotnicze artykuł opowiadał o życiu pilotów z bazy Naval Air Station Miramar w San Diego. Napisany został we współpracy z porucznikiem Charlesem 'Heater’ Heatleyem dzięki czemu nie odbiegał od rzeczywistości.

Simpson zobaczył zdjęcia i powiedział do swojego kolegi: „Wygląda jak Gwiezdne Wojny na Ziemi, trzeba to zrealizować”. Duet producentów wiedział, że film odniesie sukces jedynie przy użyciu prawdziwego sprzętu wojskowego. Po długich negocjacjach osiągnięto porozumienie z Pentagonem. Myśliwce, statki, a nawet pocisk można było wykorzystać za jedyne 1,8 miliona dolarów.

Główni bohaterowie nie byli jeszcze drogimi gwiazdami, więc pieniądze zaoszczędzone na gaże dla Toma Cruisa czy Anthony Edwardsa można było wykorzystać na przelewy dla wojska. Jak również na producenta przebojowej ścieżki dźwiękowej Giorgio Morodera, o którym wspomniałem tutaj. Całkowity budżet filmu wyniósł 15 milionów dolarów, jednak wydatki zwróciły się z nawiązką. Film jako przebój lata 1986 przyniósł z kin około 356 milionów dolarów zysków, plus kolejne 27 milionów z kaset i wypożyczalni (nie uwzględniając dzisiejszej inflacji).

Tom Cruise i ekipa filmowa na planie filmu Top Gun
Tak nagrano pamiętną scenę! 1985 © Paramount Pictures

Sir, Yes Sir!

Zgodnie z umowami armia dostarczyła ekipie swoich technicznych koordynatorów oraz osoby, których celem było korygowanie scenariusza pod pozytywny obraz armii.

W pierwszej wersji scenariusza Maverick grany przez Toma Cruisa miał romansować z panią oficer. Ponieważ wojsko zakazało romansów między żołnierzami, główna bohaterka musiała zostać cywilem. Tak powstała rola Charlie zagranej przez Kelly McGillis. Astrofizyka, który tylko wspierał grupę pilotów w ich szkoleniu, ale nie był ich bezpośrednim przełożonym.

Śmierć Goosa również musiała zostać zmieniona. W początkowym założeniu miała być skutkiem powietrznego zderzenia się samolotów. Coś zdecydowanie nie do przyjęcia dla obserwatorów z armii. Amerykańskie maszyny nie mogły eksplodować na ekranie, nieważne czy z przyczyn technicznych, czy błędów ludzkich. Dlatego zdarzeniem, w skutku którego Goose zginął, było uderzenie w szklany dach podczas katapultowania się.

Pierwsza walka powietrzna i spotkanie z Migami 28 również została zmieniona i w efekcie przeniesiona nad neutralne wody międzynarodowe. W pierwszej wersji scenariusza, spotkanie miało odbyć się w przestrzeni powietrznej Kuby. Tam miało dojść do pojedynku chłopców Ronalda Regana z komunistami. Jednak wojskowi chyba słusznie uznali, że w filmowej popkulturze komuniści dopiero co dostali łomot od Rockiego i nie warto ich dobijać. Choć to akurat moja dygresja 😉 nie zmienia to faktu, że przez poprawki jakie wprowadzono, starano się zneutralizować film i uciec od wojny jak tylko się da.

Zgodnie z założeniami reżysera, że w tym filmie piloci są gwiazdami rocka i tak trzeba ich publiczności pokazać, techniczni konsultanci z armii przystali na kilka nierealnych scen. Dodano też trofeum Top Gun. Puchar, którego w prawdziwej szkole nie było. Miał w prosty sposób tłumaczyć konkurencję i rywalizację wśród żołnierzy. Rzecz jasna podczas prawdziwiej służby, wszyscy żołnierze mają być równi i nie powinna mieć ona miejsca

Tom Cruise, Don Simpson, Kelly McGillis i Jerry Bruckheimer podczas prac na planie filmu Top Gun 1985 © Paramount Pictures
Tom Cruise, Don Simpson, Kelly McGillis i Jerry Bruckheimer podczas prac na planie, 1985 © Paramount Pictures

Okulary i Kurtki

Dzięki filmowi do popkultury wdarły się dwa produkty, które do dzisiaj nic nie straciły ze swojej renomy. Pierwszym z nich są okulary o kształcie Aviator. Oryginał pochodził od Włochów z Ray-Ban, ale dzisiaj żaden producent okularów nie może nie mieć w swojej kolekcji tych charakterystycznych kształtów. Zresztą moim zdaniem Tom Cruise powinien zostać tytularnym ambasadorem Ray-Ban. Wcześniej, jeszcze przed Policjantem z Miami Donem Johnsonem, podobny hype i modę wywołał dzięki filmowi Ryzykowny Interes (1983) na inny model ich okularów, Wayfarer.

Drugim produktem były flight jacket, kurtki pilotki niekrepujące ruchów i na ściągaczach. Optycznie powiększające górę sylwetki, jednocześnie niezakrywające męskich pośladków, co szczególnie przypadło do gustu paniom. Jedyny oryginalny ich producent to kontraktowa firma amerykańskiej armii Alpha Industries, ale podobnie jak z okularami, wszystkie chcące liczyć się marki mają w swoim asortymencie ten krój.

Zarówno okulary jak i kurtki, mimo że znane i produkowane już wiele lat przed filmem, dopiero po jego premierze zdobyły rynek i renomę, o jakiej wcześniej nikt z ich producentów nie mógł śnić. Jak widać, z armii do cywila droga dla takich rzeczy wcale nie jest długa. Dzisiaj nazywa się to product placement, ale nie wtedy. Szukając informacji nie znalazłem potwierdzenia by to producenci zapłacili by znaleźć się w filmie. Wygląda więc na to, że trafiła im się najlepsza reklama z możliwych, do tego darmowa. Cały film jest jak jeden wielki teledysk, który można było puszczać pomiędzy innymi w muzycznej telewizji MTV podczas jej największej popularności w latach 80.

Uwodzicielski film

W styczniu 2016 roku Jerry Bruckheimer opublikował na Twitterze zdjęcie z Tomem Cruisem w nawiązaniu do powstającego Top Gun: Maverick. Poza fanami, którzy jak ja są szczęśliwi na powrót bohaterów, myślę ludzie w Pentagonie również nie narzekają. Od wojny w Afganistanie i Iraku, US Army wciąż czeka na film, który odnowi ich wizerunek i nieco zmotywuje nowe pokolenie do zastanowienia się nad karierą w mundurze.

Jednak czy tak będzie, ciężko przewidzieć. O ile o sam film i jego poziom się nie boję, to czasy sie zmieniły. Dzisiaj zamiast bohaterów-pilotów z szelmowskim uśmiechem i żołnierzy pokroju Johna Rambo, młodzież wybiera idoli z komiksów Marvela i DC Comics.