„Niech muzyka pomoże nam w tych mrocznych czasach” – powiedział Abel Tesfaye aka The Weeknd w komunikacie prasowym na temat swojej nowej płyty After Hours. Premiera odbyła się 20 marca i umówmy się była tylko kwestią czasu. Cztery single które ją zapowiadały i promowały odniosły na całym świecie artystyczny i komercyjny sukces. Podobnie jak teledyski do nich stworzone i oparte na tym samym scenariuszu, niejako tworząc wspólną historię. Ich nocny klimat dobrze wyreżyserowanych świateł, zainteresował muzyką The Weeknd również nowych fanów.

Lata 80. jeszcze się nikomu nie znudziły

Teraz mamy czasy i modę luźnych singli, szybkich list odtwarzania Spotify i muzycznych podkładów w TikTok. Kanadyjczyk w postaci After Hours daje nam relikt przeszłości. Album tworzy spójną całość i nie bez powodu tak często stylem i brzmieniem porównywany jest do dzieł lat 80. Takie produkcje jak After Hours gdzie wszystko z sensem trzyma się razem, często nazywane są albumami koncepcyjnymi. Sam nie przepadam za tym określeniem i obstawiam że 'zwykły’ słuchacz też nie jest z nim obeznany. Prosto pisząc oznacza to, że śmiało możesz dodać do kolejki odtwarzania cały album, zamiast tylko jednej piosenki. Przesłuchaj go, a gwarantuję, że spodoba Ci się coś jeszcze poza tym jednym kawałkiem który przypadkiem wpadł Ci w ucho.

Mamy tutaj czternaście utworów. Cztery już znane i kolejno od listopada wydawane single Blinding Lights, Heartless, In Your Eyes oraz tytułowy After Hours. Dla mnie jako fana elektronicznego brzmienia to właśnie mocno syntezatorowe numery jak Blinding Lights i In Your Eyes z dodatkowym saksofonem, są ulubionymi. Do tego mocno przebojowymi, co może świadczyć o tym, że nostalgia do lat 80. ciągle jest w modzie. Z kolei najbardziej popowym utworem jest tutaj Save Your Tears. Gdy wszystkie wcześniej wymienione zostaną już ograne, to tym kawałkiem stacje radiowe będą nam przypominały o tym albumie. Tak lekka i przyjemna nutka, że wręcz niepasująca do tej zakrwawionej twarzy z okładki 😉

Dotychczas największe i obsypane nagrodami dzieło The Weeknd, płyta Starboy z 2016 roku ma mocnego konkurenta. Myślę że After Hours osiągnie co najmniej taki sam sukces jak poprzedniczka w dyskografii. Bo to, że zapisze się w historii muzyki jest już raczej przesądzone. Podobnie jak stworzony na jej potrzeby image wykonawcy, czerwona marynarka i zakrwawiona twarz. Image, który Abel prosto z teledysków przeniósł również na koncerty i występy live, jak chociażby ten u Jimmiego Kimmela:

Muzyka w czasach pandemii

Teraz gdy na całym świecie wszystko pozamykane, a kontakty społeczne mocno ograniczone, wielka szkoda, że nie możemy tak stworzonej muzyki celebrować gdzieś głośno na wspólnych imprezach, koncertach i wypadach. Pozostaje nam wsłuchanie się w nią w domowym zaciszu i dobrym sprzęcie by wyłapać wszystkie melodyjne smaczki. Gorąco i głośno na imprezach jeszcze będzie. Taka muzyka szybko się nie nudzi i nie schodzi tak łatwo z list przebojów. Także do zobaczeni Abel na koncercie!