Album od czasu premiery obsłuchałem wielokrotnie i byłem dość na bieżąco z jego tematem śledząc z ciekawości jak zostanie odebrany. Czytałem i oglądałem recenzję, zarówno polskie i zagraniczne oraz komentarze, jakie czwarta płyta Imagine Dragons wywołała. Wniosek? Większość muzycznych krytyków, dziennikarzy i youtuberowych recenzentów jest zawiedziona. Tutaj przykładowy cytat: „Imagine Dragons to grupa trzydziestolatków, którzy zachowują się jak dwudziestolatki, żeby podbić serca piętnastolatków muzyką, która brzmi, jakby tworzył ją czterdziestolatek, w co ostatecznie uwierzy tylko dwunastolatek. Muzyka udaje rockową, wokalista udaje, że potrafi zrobić z głosem cuda”
Dlaczego Origins ma słabe recenzje?
Mam swoją odpowiedz na takie, a nie inne oceny tego wydawnictwa przez muzycznych guru i recenzentów w sieci. Od razu nadmienię, że nie jestem żadnym z nich, zwykły słuchacz który ma blog i chcę dorzucić swoje trzy grosze. Wracając do recenzentów to ich znaczna część zakwalifikowała ten zespół już dawno jako wyłącznie rockowy, a teraz jest zaskoczona, żeby nie napisać zawiedziona wymieszaniem stylu i połączeniem rocka z muzyką popularną, jaki możemy na Origins usłyszeć.
Sam nie jestem rockowym słuchaczem i możecie mnie zjeść, ale płyta po prostu mi sie podoba i jak do tej pory jest moją ulubioną zespołu. Wcześniej nie byłem wielkim fanem i nie śledziłem ich kariery dokładnie. By wyrobić sobie zdanie do tego tekstu i poszukać potwierdzeń o muzyce, jaką tworzą, poczytałem i obejrzałem z nimi trochę wywiadów. To, co wiem na pewno to to, że Imagine Dragons nie jest zespołem rockowym. Zarówno przy okazji tego albumu, jak i wcześniejszych premier, nigdy nie zadeklarowali się, że grają tylko i wyłącznie rock zamykając się na wszystkie inne gatunki.
Mój początek z Imagine Dragons
Zespół poznałem kilka lat temu, pewnie jak większość z nas z radia. W radiu pierwsze single, jakie pamiętam to It’s Time i Radioactive, które promowały ich pierwszą płytę Night Vision z 2012 roku. Podobna sytuacja miała miejsce przy okazji kolejnych płyt i kolejnych piosenek w podobnym tonie, jakimi były reklamowane. Tylko z tego kiedyś ich znałem. Myślę, że właśnie przez takie coś przypięto im łątkę jednego stylu. Stylu który na przestrzeni lat się zmieniał. Jedynie jakby nikt poza fanami się na tym nie skupił pozostając wierny radiowym/mediowym hitom i tylko im. Więc nawet jeśli ktoś kupił płytę, bądź sobie ją stremował, to podejrzewam, że skupiał się na najpopularniejszych, tych bardziej rockowych kawałkach znanych już z mediów i pomijał te mniej popularne. Tracąc jednocześnie szansę na poznanie się z bardziej niszowym, a równie dobrym Imagine Dragons. Takie winsoki można wysunąć czytając komentarze na forach czy pod teledyskami.
Jeśli chodzi o mnie, to właśnie Origins zachęcił mnie do przesłuchałem ich wcześniejsze albumów więcej niż raz, na spokojnie. Grzebiąc w dyskografii można odkryć ciekawe eksperymenty z hip-hopem, heavy metalem, czy nawet country w piosence Boots. Także gdy się człowiek zapozna to nie widzi w nich rockmanów, na pewno nie ja. Nawet mimo tego, że wizerunkowy image jaki wykreowali na przestrzeni lat, może w tym odbiorze trochę przeszkadzać.
Nie samymi recenzjami człowiek żyje
Zespół przyznaje, że tworzy aktualnie to na co ma ochotę. W przypadku Origins, który powstawał podczas trwania trasy koncertowej promującej jeszcze Evolve jest to chyba najbardziej widoczne. Takie wymieszanie nadaje mu popkulturowej różnorodności i przynajmniej dla mnie jest fajnym zapełnieniem 40-minutowej playlisty. O ile fanów rocka może zawieść, to jednocześnie trafi do nowych odbiorców, którzy nie będą ograniczeni tylko do jednego gatunku. To ja.
„Chodziło jak najbardziej o znalezienie nowych brzmień i regionów dźwięku, ale jednocześnie nie tracąc swoich korzeni i stylu” – powiedział o Origins frontman Dan Reynolds. Lubię szukać informacji i założeń muzyków, dzięki czemu potem lepiej rozumiem ich muzykę, teksty czy karierę. Minusem takiego podejścia jest moje wyczulenie na ludzi którzy wiedzą od nich lepiej jaką drogą powinni iść i co tworzyć. Ludzi, którzy mówią nam co mamy słuchać jednocześnie nie słuchając tego, co zespól ma do przekazania nam. Taki paradoks.
Oczywiście doceniam merytorycznie negatywne recenzje i sam nie pisałbym tego tekstu gdyby nie one. Jednak nie chodzi mi o to by z nimi walczyć, a na pewno nie z gustami, które je piszą. Raczej kwestionuję ludzi, którzy dla zasady lubią sobie poużywać z nienawiścią do Imagine Dragons tylko dlatego, że są popowo – rockowym zespołem odnoszącym sukces, a nie wyłącznie rockowym. A rock przecież najważniejszy gatunek, dlatego to w nim powinni tworzyć, nie?
Hello, hello, let me tell you…
Przykład. Kawałek Zero, który mam na myśli, to piosenka z przekazem dla dzieci pochodząca z filmu Ralph Demolka w Internecie. Oczywiście wcale nie rockowy kawałek. „Nowa odsłona przygód Ralpha to film idealny na nasze czasy pod wieloma względami. Opowiada o poszukiwaniu własnej tożsamości czy o samotności w czasach internetu. Wewnętrzna walka głównego bohatera o akceptację samego siebie bardzo do nas przemówiła, dlatego postaraliśmy się uchwycić te emocje w naszej piosence. Trudny temat ubrany w szybką, rytmiczną i radosną melodią” – komentował Dan Reynolds. Co recenzenci na to? Co za rockowcy wrzucają piosenkę do filmu Disneya? No cóż 🙂
Faktem jest, że chłopaki z Las Vegas kontynuują ścieżkę, którą podążyli dotychczas i nadal umacniają swoją reputację jako hitowi giganci. Są na tym albumie piosenki świetnie zarówno do radia, jak i na koncertowe hymny. Dlatego Origins można śmiało słuchać nawet nie będąc wielkim fanem, jak ja. Album nie został stworzony pod ocenę dziennikarzy, ale dla ludzi, dlatego polecam.