Winda i schody to pierwsze sposoby, jakie przychodzą mi do głowy gdy chcę zmienić piętro na inne. Czasem można trafić na zjeżdżalnię, jak ta w Los Angeles o której pisałam tutaj. Jednak poza parkami rozrywki, nie zbudowano jeszcze tak długiej zjeżdżalni, by dzięki niej można byłoby sobie na przykład zjechać z dachu jakiegoś budynku na ziemię. Wszystkie które są, ograniczają zjazd do maksymalnie x metrów, a i podczas ślizgu nie ma za dużo czasu na podziwianie widoków, czy chwili by się trochę rozejrzeć.
Dlatego od kilu dni, do możliwości zmiany piętra dodaję House Running. To bieganie, lub jak kto woli spacer po ścianie budynku wisząc na linach wspinaczkowych. W House Running żeby dostać się na dół, trzeba najpierw dostać się na dach i zejść sobie po pionowej ścianie. Brzmi prosto i lekko, zwłaszcza gdy się to czyta, ale wcale takie nie jest, gdy sobie to w pierwszej chwili uświadamiasz na miejscu. W każdym razie jest wystarczająco personelu i sprzętu, który Cię w tej rozrywce ubezpiecza. W tym moja siła i jakaś tam pewność. Co nie oznacza, że zostaniesz z tego dachu opuszczony. Do ziemi długa droga i jak sam nie zejdziesz, to nikt Cię nie zniesie. Najwyżej podziękujesz i zejdziesz schodami.
Ogólnie dość oryginalny i ekstremalny sposób na szybką zmianę piętra. Nie tylko dla fanów Spider-Mana, ale dla wszystkich, którym schodzenie po schodach czy jazda windą przestały dostarczać emocje. Jeśli kiedykolwiek dostarczały? 😀 Również dla fanów adrenaliny, którzy nie mieli do czynienia ze wspinaczką, a chcą jej chociaż w małym stopniu doświadczyć. Taki trochę Parkour na wysokości.
Co to za miejscówka i kim są ci ludzie?
Posiłkując się wiedzą z oficjalnej strony organizatora, kilka lat temu, w 2012 roku, grupa wspinaczkowych zapaleńców wpadła na pomysł i dogadała się z właścicielem hotelu Rilano 24|7 w Monachium. Na sezon letni postanowili zabudowywać dach tego 12 piętrowego hotelu dodatkową konstrukcją. Konstrukcja – aluminiowa rama, umożliwia bezpieczny transport wszystkich zainteresowanych z góry na dół. Może nie do końca transport, ponieważ trzeba zejść samemu i nie ma to nic wspólnego z wygodą i poczuciem bezpieczeństwa (wiem że goście hotelu mają ofertę specjalną). W każdym razie na dachu poza wentylatorami znajdują się liny, uprzęże, pasy i wszystko, co do tego potrzebne. Był również sprzęt audio, z którego grała muzyka, gdy tylko skończyła się instrukcja obsługi liny.
Trudno o termin
Atrakcja House Running jest czynna weekendowo co dwa tygodnie przez letnie miesiące w roku. Trzeba nieco cierpliwości by móc z niej skorzystać. Sam miałem pierwszy termin zarezerwowany długo wcześniej. Jednak przez deszczowy maj, a dokładnie pisząc pechowo deszczowe weekendy, dzwonili do mnie co tydzień, że przekładamy. W końcu się udało. Słoneczna sobota, parę minut po godzinie 9 rano i ja, lekko niepewnym krokiem stanąłem w końcu na krawędzi 50-metrowej ściany.
Chwilę wcześniej…
Zgodnie z instrukcją w lobby hotelowym zameldowałem się słowami „którędy na dach?” Recepcja od razu wiedziała o co chodzi i poleciła przejść dalej do odpowiedzialnych za House Running osób, którzy urządzili sobie tam mały kącik. Następnie potwierdzenie tożsamości z biletu, podpisanie oświadczenia, że robię wszystko na własną odpowiedzialność i dobór odpowiedniej wielkości rękawic. Z ogólnych wymagań to waga między 50 a 110 kilogramów i sportowe buty z nieślizgającą się podeszwą. Do tego żadnych zegarków, puste kieszenie i zalecana grubsza odzież ze względu na ewentualne otarcia od uprzęży/lin. Po tym wszystkim można ruszać windą na 11 piętro, z niego jeszcze wyżej po schodach na dach.
Dokładnie przy tym wyjściu na dach leżał martwy ptak. Znajoma rzuciła „Mam nadzieję, że to nie zły fatum” i zrobiło się poważniej. Bo co innego wjeżdżać sobie na dachy czy tarasy widokowe, obejrzeć widoki i co najwyżej zrobić kilka zdjęć. Co innego, być tam z myślą, że masz o sile własnych mięśni z nich zejść! Zwłaszcza że nigdy nie wisiałem na żadnej ścianie i nie miałem nic wspólnego ze wspinaczkami.
Najstraszniejszy moment to zdecydowanie pierwsze kroki, które stawia się na krawędzi dachu. Mimo że czujesz uprzęż która Cię trzyma, to nie widzisz lin, które od teraz dźwigają Twój ciężar. Na wyobraźnie działa zdecydowanie. Potem już z górki, dosłownie i w przenośni. Można nie tylko iść, ale również odbijać się od ściany i po niej skakać. Przynajmniej mnie, komentarzami z góry do tego zachęcali. Także właściciel hotelu nie powinien mieć pretensji, bo trochę im tę aluminiową? ścianę swoimi kilogramami obiłem. Oczywiście na chodniku pod budynkiem ma się darmową publikę. Część osób zatrzymuje się przypadkiem, a część widowni to znajomi, ponieważ na górę wchodzą tylko uczestnicy.
Jest na co popatrzeć
Co do widoków, to stojąc na krawędzi i patrząc się przed siebie, w oddali widać charakterystyczną konstrukcję Allianz Areny. Stadionu Bayernu Monachium. Spoglądając w prawo powinny być Alpy. Powinny, ponieważ akurat ja przez parne powietrze i nie do końca czyste niebo, ich nie widziałem. W każdym razie byłem na innych wieżach widokowych w Monachium i jestem pewien, że przy dobrej pogodzie konkretnie z tego dachu byłby na nie najlepszy widok! Także nie taki nudny ten dach. Jeśli ktoś się nie zdecyduję, to przynajmniej zobaczy okolice z innej perspektywy.
Bilety można kupić bezpośrednio u organizatora lub przez kilu pośredników w sieci. Ceny w moim przypadku zaczynały się od 59 Euro ponieważ dodatkowo można dokupić pakiety filmu lub zdjęć. Część poniższych to stopklatki mojego filmu, także możesz ocenić jakość. Tradycyjnie po szczegóły, aktualny cennik itp. odsyłam na oficjalną stronę tutaj.
Parafrazując słowa Foresta Gumpa „Odtąd zawsze jak gdzieś szedłem to biegłem!” napiszę, że to mój pierwszy, ale na pewno nie ostatni raz. Niech mi tylko ktoś linę zawiesi, schody są nudne!