East Of The Sun, West Of The Moon – czwarty album a-ha był pierwszym tak poważnym odejściem od wcześniejszego radiowego brzmienia zespołu na rzecz mroczniejszego, bardziej nastrojowego. Wchodząc w nową dekadę lat 90. dodano mnóstwo gitar akustycznych, a tak charakterystyczny syntezator z poprzednich albumów zastąpił w dużej mierze fortepian. Zamiast sprawdzonego Alana Tarneya pojawili się też nowi producenci mający nadać nowy styl i kierunek. Jednym z nich był znany jako 'Piąty Beatles’ – George Martin, a drugim były członek zespołu Tears For Fears – Ian Stanley. Ponadto do uczestnictwa w sesjach studyjnych zaproszono wielu norweskich muzyków tworząc z nich całą sekcję rytmiczną. To dla zwiększenia ilości żywych instrumentów kosztem komputerowej elektroniki.
Wszystko to było celowe jednak czy po takich zmianach można tu jeszcze usłyszeć i poznać a-ha? Oczywiście! Trzeba się tylko zauroczyć ich muzyką na nowo. Jest brzmieniowa ściana i pewna granica między tym – a poprzednim i starszym o dwa lata Stay On Those Roads, już nie wspominając o wcześniejszych dokonaniach. Dla mnie to pierwszy album a-ha, który – pomijając dwie wyjątkowe piosenki – jako całość nigdy mi się nie spodobał. Po prostu nie jest tym czego jako słuchacz szukam w muzyce.
Na wschód od Słońca i na zachód od Księżyca
East Of The Sun, West Of The Moon został wydany 27 października 1990 roku. Norweska opowieść ludowa – „Na wschód od Słońca i na zachód od Księżyca” (Østenfor sol og vestenfor måne) jest genezą jego nazwy. Nie przeszedł bez echa, ale nazwanie go komercyjnym sukcesem byłoby nadużyciem. Jedynie w ojczyźnie zespołu – Norwegii, album osiągnął pierwsze miejsce na liście przebojów. W różnych krajach europejskich oraz w Japonii znalazł się w wyłącznie w pierwszych dwudziestkach podobnych rankingów.
Moim zdaniem ludzie kupowali ten album z popkulturowego rozpędu. Bardziej dla magii nazwy a-ha, niż dla samej muzyki, którą chcieli posiadać. Muzyki która jesienią 1990 roku musiała być zaskoczeniem dla przyzwyczajonych do innych, bardziej radosnych melodii fanów. Jak na a-ha był to komercyjny zjazd w dół w porównaniu do lat wcześniejszych. Jednak z drugiej strony to tutaj naprawdę porzucili swoje chłopięce życie i stali się artystami, którzy mają coś do powiedzenia. Nie mieli już nic do udowodnienia pod względem przebojów i zaczęli tworzyć muzykę dla siebie, a nie dla wytwórni i pod publiczkę. W tamtym czasie zaczęli też odmawiać sesji zdjęciowych dla magazynów pokroju Bravo i Popcorn. W pełni świadomie nie chcieli być już zespołem popowym. Czy im sie udało to już inna kwestia.
Crying in the Rain
Crying in the Rain to pierwszy cover w historii a-ha i od razu jaki! Zespół miał kontakt z Everly Brothers za pośrednictwem swojego menadżera Terryego Slatera, który był przyjacielem jednego z braci – Philipa Everlyego. Jest znaną historią, że w 1985 roku a-ha otrzymało od nich w prezencie trzy akustyczne gitary. Gitary z których korzystali – a których swoją drogą Paul i Magne pewnie nadal używają. W 1989 roku Norwegowie zdecydowali się nagrać ten cover w hołdzie dla ich kariery.
Piosenka opisuje funkcję burzy i deszczu, które nie mogą zmyć smutku, ale wyjaśniają uczucia, jakie wywołuje rozłąka i chęć otwartego płaczu oraz nieukazywania publicznie bólu. Słowa mówiące o płaczu w deszczu, by nikt nie widział twoich łez, są po prostu piękne. Idealnie można zrobić z siebie podmiot liryczny i nucić gdy rzuci Cię dziewczyna. W ostatniej zwrotce następuje zmiana nastroju ze smutnego deszczu – zarówno słownego i aranżacyjnego w piękne, pełne nadziei wołanie do słońca. Melancholijna a jednocześnie motywująca do życia, do emocji. Zdecydowanie ma coś w sobie i jako ballada jest w mojej czołówce jeśli chodzi o całą dyskografię a-ha.
Piosenka była pierwszym singlem z tego albumu wydanym kilka tygodni wcześniej. Crying in the Rain był też ostatnim singlem a-ha, który pokazał się na miarodajnej liście Billboard w Stanach Zjednoczonych, osiągając szczyt na 26 miejscu w kwietniu 1991 roku. Na szczęście bardziej popularny był Europie, gdzie o wykonaniu Everly Brothers, którzy nagrali go w 1961 roku, chyba nikt nie zdawał sobie sprawy.
Gdy cover jest sławniejszy od oryginału
Tak jak najsłynniejsza piosenka zespołu Nazareth – Love Hurts nie jest ich własną ale bardziej z nimi kojarzoną, tak Crying in the Rain powszechnie znane jest jako dzieło a-ha. Moim zdaniem idealnie w czasie swojego powstania oddawała stylem klimat nadchodzącej dekady lat 90. Dekady, która nie została zapamiętana w popkulturze tak kolorowo i barwnie jak lata 80. ale która dała światu nie mniej udanych muzycznych projektów i brzmień.
Teledysk do piosenki wyreżyserował Steve Barron a jego tematem jest nieudany napad. Został on w całości nakręcony kamerami mobilnymi – z ręki, w miejscowości Big Timber w stanie Montana w USA. Niewielką rolę jako złodziej odegrał aktor John Hawkes. Właściwie teledysk który znamy, jest jego drugą wersją. Pierwsza nie zawierała żadnej ze scen ze śpiewającym samotnie Mortenem.
Wczesnym porankiem wymawiam Twoje imię
Early Morning to groove połączony z jazzem i pierwszy tak poważny romans zespołu z takmi stylami. Nawiązuje do zespołu The Doors, którzy cytując słowa Magne, byli dla a-ha „bohaterami z dzieciństwa”. Lirycznie w rytmach psychodelicznego basu piosenka opowiada o pragnieniu odkupienia i odnalezieniu spokoju w nowym dniu.
Po słabszej niż oczekiwano sprzedaży albumu, drugim singlem mającym go rozreklamować był I Call Your Name. Oczywisty wybór bo jeśli czymś o sobie przypomnieć, to właśnie taką, chyba najbardziej energiczną tutaj piosenką. Dla potrzeby radiowej skrócono ją, a charakterystyczna partia saksofonu Phila Todda jako motyw przewodni wyciąga ją ponad przeciętność i wprowadza album do popowego mainstreamu. Jest muzycznie najbardziej zbliżonym łącznikiem z wcześniejszym albumem Stay On Those Roads (1988).
Teledysk przedstawia zespół grający piosenkę w Abbey Road Studios, w studiu gdzie w połowie album został nagrany. Wyprodukowano dwie wersje teledysku- jedną w skali szarości – by widzowie bardziej skupili sie na muzyce niż obrazie, a drugą w kolorze. Paul w biografii powiedział, że to wideo po raz pierwszy przedstawiało ich jako zespół, a nie produkt popkulturowy. Wyreżyserował go Michael Burlingame we współpracy z Lauren Savoy – partnerką Paula. Klip w czasie premiery otrzymał dużo czasu antenowego w europejskiej MTV.
Smukłe ramy Słońca i Księżyca
Slender Frame to efekt świetne pracy jaką wykonali tutaj Paul na gitarach akustycznych i basowych oraz Magne na pianinie i organach. Barwa głosu Mortena również prezentuje się tutaj interesująco. Opowiada o parze, która zastanawia się nad wyprowadzką, zmianą życia i zaczęciem wszystkiego od nowa gdzieś indziej. Chociaż nie była specjalnie promowana, to w moich uszach należy do czołówki albumu. Podczas wykrzyczanego wersu „One moonless night, we’ll make it right” czuć w powietrzu dożo pozytywnej i motywacyjnej energii. Gdy teraz o tym piszę, przypominają mi się sceny filmowe, gdy takie pary uciekają w kierunku zachodzącego słońca.
East Of The Sun tytułowa piosenka autorstwa Paula reprezentuje powrót do jego muzycznych korzeni. Sam tekst jest przesiąknięty nostalgią starych norweskich baśni. Morten zaczyna śpiew nisko, by przez zwrotki na normalnym poziomie kończyć piosenkę w swoich wysokich strefach. Ciekawy eksperyment jednak szczerze napiszę, że to zawsze jej tytuł był dla mnie bardziej intrygujący niż sama kompozycja.
Sycamore Leaves
Kawałek prezentujący ostrzejszy kierunek od pozostałych – Sycamore Leaves brzmieniowo zapowiadał już przyszły autorski projekt Paula – Savoy. Chociaż przez dużą liczbę fanów jak i sam zespół jest lubiany to mi osobiście nigdy nie wpadł w ucho. Ma jednak słowny podtekst do Scounderl Days i ciekawą anegdotę.
Paul wysłał tą piosenkę reżyserowi Davidowi Lunchowi – którego był wielkim fanem – jako taką zapoznającą kompozycję. Zrobił to, licząc na współpracę z nim w przyszłości jako autora teledysku dla a-ha. Reżyser był jednak zbyt zajęty serialem nad którym wtedy pracował – Miasteczkiem Twin Peaks. Paradoks jest taki, że Paul był wściekły gdy w ostatnim odcinku serialu, kończącym drugi sezon – było to w czerwcu 1991 roku, motywem przewodnim psychodelicznego odcinka była piosenka o nieco zmienionym tytule Sycamore Trees. Muzykę do niego napisał legendarny Angelo Badalamenti a słowa… David Lynch.
Słuchając piosenek po kolei, to ballada Waiting For Her jest jak oczyszczenie po wcześniejszych przeraźliwych dźwiękach Sycamore Leaves. Choć sama w sobie nigdy nie zawładnęła moimi playlistami, to w porównaniu do całości albumu, zdecydowanie bardziej do mnie przemawia.
Zimna rzeka
W październiku 1987 roku Norwescy widzowie podczas telewizyjnego dokumentu o zespole mogli po raz pierwszy ją usłyszeć. Jest starsza od albumu i pierwotnie miała trafić na Stay On Those Roads (1988). Jej gitarowy riff jest jeszcze starszy ponieważ pochodzi z demo wersji Train of Thought, z debiutanckiego Hunting High And Low (1985). Mowa tutaj o piosence Cold River. Recyklingowej kompozycji, która i na ten album ledwo zdążyła. Ze wspomnień Paula wynika, że na szybko tekst którego jest autorem pomagała mu kończyć Lauren – wyszło średnio. Słowa „Asked a girl if she needed a ride, She said sure, babe but I wanna drive” są zbyt pseudo macho. Wcale nie podobne do autorstwa a-ha. Także chyba trochę na odwal się ta praca, żeby już definitywnie wyczyścić archiwum z materiałów.
The Way We Talk to 90 sekundowa – wcale nie najkrótsza piosenka w dyskografii a-ha – premiera Magne na głównym wokalu. Utwór trafił na album jako jego mała rebelia i niespodzianka dla fanów. Bardzo łatwa do usłyszenia inspiracja stylem Prince’a. Dla małego doświadczenia wystarczy odsłuchać jego największy hit – Purple Rain, a następnie The Way We Talk i spróbować znaleźć różnicę w akcentowaniu przez nich słów.
Piorun Kulisty
Rolling Thunder perfekcyjnie uderza w melancholię a-ha i jest najmocniejszym autorskim punktem całego albumu! Ten ponury kawałek to szczyt autorskich talentów Paula i Magne pod względem muzyki i tekstu oraz piosenkarskiego talentu Mortena. Utwór jest pełna pogodowych metafor i daje świetne pole do popisu dla wyobraźni. Morten idealnie podkreśla swoim śpiewem i wynosi wysoko ku niebu jego dramaturgię. W momencie słów „The rain keeps falling, But I won’t be leaving your side until, all is over…” słychać to najlepiej, a dźwięki burzy podbijają jej klimat jeszcze bardziej. Piosenka Rolling Thunder jest naprawdę epicka!
W dodatku jej aranżacją była tak udana i tak spodobała się zespołowi, że na podobnej melodii i tempie oparli Crying in the Rain, której finalna wersja nagrywana była tuż po skończeniu Rolling Thunder. Da sie odczuć te emocje i nastroje obecnych w studiu muzyków w obu tych kawałkach. Właśnie dlatego są zdecydowanie moimi ulubionymi piosenkami jeśli chodzi o cały album East Of The Sun, West Of The Moon – piękne aranżacyjnie z potężnymi ładunkami emocjonalnym.
Z kolei ostatnia (Seemingly) Nonstop July to najbardziej minimalistyczna akustyczna ballada jaką a-ha stworzyło. W takiej formie śmiało nadawałaby się na wydany praktycznie równo 26 lat później album akustyczny Summer Solstice (2017). Delikatnie zaśpiewana, cicha a w tą ciszę wplecione są dodatkowo dźwięki ulicy i słowa „Endless pain or endless pleasure”. Jej wadą jest to że jest zbyt krótka. Wers „Trudno to pojąć, że to wszystko się kończy” z dzisiejszej perspektywy trafnie zapowiadał dekadę bez znaczącej obecności a-ha w popkulturze.
Bardziej dla fanów samej muzyki niż dla fanów wyłącznie a-ha
Zespoły tak bardzo zakotwiczone w latach 80. przestawały być modne pod koniec tej dekady. To fakt i nie był to wyłącznie 'problem’ a-ha. Norwegowie chociaż nie należą do lat 90. tak bardzo jak do 80. zrobili wtedy ważny krok w karierze dla artystycznego rozwoju. Rozwoju, który w późniejszych latach znowu pozwalał nas fanów zaskakiwać, również dzielić, ale ogólnie cieszyć się ich muzyką. Bez eksperymentowania nie ma rozwoju, jak w życiu tak i w muzyce.
Pierwszym tytułem roboczym dla tego albumu był Beginning Middle End który moim zdaniem jeszcze lepiej opisywałby jego charakter niż zastosowany. Zresztą nie tylko muzyka się zmieniła, ale również image zespołu. Długie włosy to pierwsze co rzucało się w oczy. Również kurtki jeansowe, które wtedy często ubierali, wydaje się dopiero wchodziły na salony w lat 90. Zmiany doczekało się po raz pierwszy również i logo, gdzie – h w kursywie zastąpiło podwójnie przechylone – a. Wszystko to w całkowicie nowej czcionce. Przy tylu nowościach można się uśmiechnąć, że tylko fotografa Just Loomisa zostawili.
Moim zdaniem dobrym podsumowaniem albumu są słowa Stevena McDonalda z portalu AllMusic Guide. „To ładnie wykonana kolekcja piosenek, pięknie wykonanych i zaśpiewanych, z mnóstwem echa i sugestii wplecionych w muzykę. Chociaż nie jest to album o którym można długo dyskutować, jest to album, którego słuchanie to przyjemność. Album, który zasługuje na lepsze przyjęcie niż to, które niestety go spotkało”. Od siebie dodam, że East Of The Sun, West Of The Moon to album bardziej dla fanów muzyki ogólnie niż dla fanów wyłącznie a-ha.
Rekordowy koncert
w 1991 roku a-ha ponownie wyruszyli w trasę koncertową i przy okazji przeszli do historii. 198 000 – tyle osób wzięło udział w koncercie na stadionie Maracana w Rio de Janeiro w Brazylii. W tamtym momencie było to rekordem świata. Warto jednak zaznaczyć, że zespół był częścią większego wydarzenia – Rock in Rio – a nie jedyni na scenie. To właśnie wtedy pozytywna gorączka na a-ha w Ameryce Południowej dopiero się zaczęła i w Europie trwa do dzisiaj.
Melancholia