Trudno pisać rzetelną recenzję płyty, którą lubi się bezkrytycznie. Do tego, z którą wiążą się wspomnienia z wczesno młodzieńczych lat. Na szczęście moje opinie zawarte w tym tekście, nie odbiegają od innych, które miałem okazję poznać na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat i to od ludzi o bardzo różnych preferencjach muzycznych. Płyta Nena – beztytułowa, to debiut tej wówczas młodej Niemki.
Nie pierwszy co prawda, bo poprzedzony falstartem jaki popełniła z grupą The Stripes, w której była wokalistką. Muzyka, jaką zaproponowała z The Stripes opierała się głównie na punkowej i nowo falowej modzie. Za produkcję odpowiadali wtedy ludzie z otoczenia Niny Hagen. Jednak brak sukcesów spowodował szybki rozpad grupy. Decyzję o rozstaniu przyspieszyła propozycja jaką Nena otrzymała, by spróbować jeszcze raz. Tym razem jednak już bez znajomej grupy i w repertuarze zaśpiewanym w języku ojczystym.
Skompletowano nowy zespół. Nadano mu nazwę pochodzącą od pseudonimu wokalistki – Nena Band. Na pierwszy strzał poszedł numer Nur Geträumt. Okazja nadarzyła się wyjątkowa, bo akurat w 1982 roku Musikladen (wtedy mega popularny program muzyczny w niemieckiej TV) organizował występ artystów rodzimych, pod szyldem „Neue Deutsche Welle”. Nena tym występem odniosła kolosalny sukces. W kilka dni po występie podobno został wyprzedany cały nakład singla z tą piosenką. Na listach przebojów przegrywała ona tylko z hitem F.R.Davida – Words. Nie było na co czekać, podwaliny zostały zrobione. Całe Niemcy już oczekiwały debiutanckiej płyty długogrającej. W międzyczasie dostrzeżono potencjał Neny i zaproponowano jej udział w filmie pod tytułem Gib Gas,ich will spass (1983). Była to doskonała promocja zważywszy na to, że Nena miała w nim zaśpiewać kilka piosenek, które niebawem pojawić się miały na krążku debiutanckim. Jaka jest ta płyta?
NENA – Nena (1983)
W 1983 roku ta płyta była chyba najświeższym powiewem muzycznym wśród piosenek nieanglojęzycznych. W jednej chwili z nikomu nieznanej piosenkarki stała się najpopularniejszą wykonawczynią niemiecką w całej Europie. Wszystkie gazety muzyczne zdobiły swoje okładki jej fotografiami. Jej dziewczęcy głos w połączniu z naprawdę dobrymi melodiami sprawił, że język Goethego, tak drażniący uszy u większości Europejczyków stał się jej atutem i egzotyczną odmianą w branży muzycznej. Dla mnie cała płyta jest bardzo równa i trudno na niej znaleźć słabsze fragmenty. Łatwo za to wskazać te największe ozdobniki. Z pewnością wśród nich znajdzie się piosenka Leuchtturm – wyznanie mieści do perkusisty z grupy, z którym była w związku, oraz mój faworyt w całej dyskografii artystki Vollmond o lunatykach. Na uwagę zasługuje też klimatyczna piosenka w stylu indiańskim Indianer.
Zupełnie osobno trzeba wyróżnić na tej płycie mega hit 99 Luftballons, który przez przypadek otworzył jej drzwi do rynku muzycznego USA. Piosenka wbrew tytułowi ma bardzo antywojenny charakter. Pomysł do tekstu zrodził się podczas koncertu The Rolling Stones, jaki miał miejsce w Berlinie. Podczas bisów Stonsii zagrali Sastisfaction, a w niebo poleciało wtedy mnóstwo baloników. Ktoś zażartował sobie, że wiatr przeniesie je poprzez mur za żelazną kurtynę i ktoś tam pomyśli, że oto rozpoczął się nalot. Później jak powstawał teledysk do tej piosenki, zrezygnowano z ostrego przekazu filmowego i pozostawiono te beztroskie baloniki jako główny motyw, które i tak silne robiły wrażenie w połączeniu z przekazem tekstu.
Popularność z przypadku
Wyjaśnię jeszcze, dlaczego w USA kariera Neny stała się jakby przypadkowa. Nie planowano jej tam w ogóle, sądząc, że na razie, wtedy to za wysokie progi. Sukces w owym czasie w USA robiła inna Niemka, niejaka Christiane Felscherinow, bohaterka książki My, dzieci z dworca ZOO (niem. Wir Kinder vom Bahnhof Zoo). Była zaproszona do radia w Stanach na wywiad. Przywiozła ze sobą kilka płyt, a wśród nich i krążek Neny. Jako przerywnik w audycji poleciała w eter muzyka Neny. Już podczas audycji rozdzwoniły się telefony z pytaniami o piosenkarkę, wykonawczynię tego, co usłyszeli. W kilka dni później 99 Luftballons znały całe Stany. Z myślą o rynkach anglosaskich, pokuszono się o wersje śpiewane po angielsku, ale nie osiągnęły one już takiego sukcesu jak pierwowzory. Nawet Stany wolały te piosenki w wersji niemieckiej. Nena umieściła przynajmniej połową zawartości tej płyty na listach przebojów całej Europy.
NENA – ? Fragezeichen (1984)
Atmosfera była zachęcająca i trzeba było iść za ciosem. Przystąpiono do nagrania drugiej płyty. W 1984 roku ukazał się album o tytule ? (Fragezeichen). Fani otrzymali część dalszą przebojowego debiutu. Muzyka była jeszcze bardziej dopracowana, teksty również. Nic dziwnego, że świat coraz bardziej zaczynał kochać te stale pogodną Niemkę. Wydanie drugiej płyty to również okres, w którym wreszcie skostniały i mający swoje teorie Niedźwiecki musiał się poddać i wpuścić Nenę na listę trójki. Zaowocowało to tym, że i w naszym kraju Nena stała się rozpoznawalna i słuchana.
Pamiętam tamte czasy doskonale. Piosenki Neny krążyły w bardzo ograniczonych ilościach. Dostępu do całych płyt nie było. Handlarze woleli z Niemiec na sprzedaż przywieść płyty Kiss lub AC/DC niż niepewny towar co do popytu. W radiu trafić można było co najwyżej piosenki pochodzące z singli. Do pełnych płyt udało mi się dotrzeć dopiero w pierwszej połowie lat 90. z wyjątkiem „international album” wyskamlanego od sąsiadki z klatki obok. Swoją drogą na tym albumie właśnie pojawiły się wersje anglojęzyczne z drażniącą mnie wersją pod zmienionym tytułem 99 Redballons.
Druga płyta to przede wszystkim arcydobre piosenki. Tytułowa Fragezeichen, której tytuł dość przypadkowo został wymyślony, gdyż znakiem zapytania oznaczyła go sobie Nena, mając problem z wymyśleniem odpowiedniego. Po jakimś czasie stwierdziła, że nic lepiej nie pasuje do tekstu, niż ten nieświadomie zrobiony znak. Dla mnie to najlepsza kompozycja na tej płycie, ale uczciwie przyznam, że waham się zawsze podczas wyborów tej najlepszej z tego krążka pomiędzy jeszcze dwiema piosenkami, a mianowicie pomiędzy Lass mich dein Pirat sein, a Ich häng’ an dir. Reszta piosenek nie odstaje jakościowo od tych przeze mnie wyróżnionych. Myślę, że to już kwestia indywidualna kto co wybierze. Jedno jest pewne. Każdy ma w czym wybierać.
Neny wizytówki młodości
Obie płyty oceniam jednakowo bardzo wysoko. To nie przypadek, że w kraju gdzie zrodziło się tyle dobrej muzyki rockowej – innej zresztą też, Nena osiągnęła tak olbrzymi sukces. Obecnie jest w Niemczech uważana za ikonę popkultury. Sprawiły to nie tylko jej sukcesy artystyczne. Nena stała się też symbolem osoby umiejącej walczyć z przeciwnościami losu. Mało w Polsce znany jest fakt, że piosenkarka doświadczyła w swoim życiu tragedii życiowej. W dodatku w okresie swojej największej popularności. Zostając po raz pierwszy matką, urodziła dziecko z porażeniem mózgowym. Oddała mu całe swoje życie wycofując się z aktywnej kariery i była przy dziecku aż do jego śmierci. Lekarze odradzali jej kolejne macierzyństwo, jednak siła woli i pragnienie posiadania potomstwa doprowadziły do happy endu. Obecnie Nena ma czwórkę dzieci.
Nena po tych dwóch według mnie najlepszych płytach wydała ze swoim zespołem jeszcze trzy. Rynek muzyczny się zmieniał, pojawiły się dodatkowe problemy z nietrafnością promocyjną i przepłaconym zdrowo tourne. Media zaczynały być mniej przychylne. W to wszystko wmieszał się też Dieter Bohlen – wtedy z Modern Talking, próbując namówić Nenę na zostanie jego kolejną, jak to gdzieś wyczytałem C.C.Catch. Ponoć po odrzuceniu propozycji wywiązała się spora wzajemna niechęć między tymi artystami. Kolejne płyty już samodzielnie tworzone przynosiły kolejne przeboje, ale nie były to krążki jako całość tak równe. Osobną działką w jej karierze jest seria płyt nagranych dla dzieci. W latach dwutysięcznych Nena powróciła w pełnym blasku wydając kolejne dobre płyty. O czym może jeszcze kiedyś napiszę.
Nena w dalszym ciągu jest dla nas egzotyką. Co prawda już znaną, ale jednak. Te dwie płyty otwierające jej karierę to prawdziwe perełki. Warto je znać. Warto też je mieć. W mojej kolekcji to jedne z najczęściej słuchanych krążków.
Autor recenzji Krzysztof Sierszuła