Hurry Up, We’re Dreaming – M83 to niewątpliwie relikt swoich czasów i źródło młodzieńczej nostalgii. Album został wydany 18 października 2011 roku. Wtedy wielu z nam – millenialsom, wkraczającym w dorosłość, trudno było ogarnąć pełen trudu i swojego skomplikowania świat. Ewentualnie tylko tak nam się wydawało, że potrafimy.
Niektórzy w zależności od sytuacji i wychowania musieli mieć mentalnie 30 lat, zanim ukończyli 18. Jednak właśnie ten album M83 zapewnił nam muzyczną przestrzeń do ucieczki. Ucieczki do świata nieskrepowanych marzeń, planów i nadziei na przyszłość jeszcze brutalnie nie zweryfikowanych przez życie. Do żywicowej utopii pełnej radości. Zwłaszcza z takim naglącym tytułem – Pośpiesz się, marzymy.
M83 – Intro
Intro w zasadzie kompresuje istotę całej płyty. Ekspansywna i wielkoformatowa kompozycja gdzie wyblakły wokal i muzyczna wariacja rozdaje rytmy pomiędzy kiczem a patosem. Cała ta dynamika i ekspresja budowana od początku po których następuje klasyczna kulminacja, moment na szczycie uwieczniony krzykiem, a potem zakończenie. Naprawdę ciężko mi skwalifikować taką muzykę w jedną szufladkę. Oryginalna. Do tego zapadające w pamięć sformułowanie jak tutaj „Carry on! carry on! carry on!”, podkreślają dramatyzm i zapadają w pamięć.
Podobnych słów mogę użyć do opisania wszystkich pełnoprawnych utworów, dlatego nie będę się powtarzał bo to jedna z tych krótszych recenzji. Wspomnę tylko o moim zdaniem najpiękniejszych hymnach mojego pokolenia wkraczających wtedy w dorosłość.
Midnight City zaczyna się od drgających i połamanych dwudźwiękowych akordów, które nagle przebijane są przez syntezatory. To jest linią przewodnią całego kawałka. Bęben basowy również nadaje rytm, a perkusja pracuje w ekstrawaganckich aranżacjach. Jej ostatnią część wzmacniają anielskie chóry i saksofon, a wokal jakby na przekór tym wrzaskom szepcze konspiracyjnie w tajemnicy. Coś pięknego!
M83 – Wait
Moją następną ulubioną piosenkę jest subtelna ballada Wait. Ależ ona jest przepotężna! Każdego słowa opisującego wielkość w najwyższym stopniu trzeba stosować by ją opisać. Dzięki swojemu refleksyjnemu stylowi do przemyśleń, całkowicie można zanurzyć się w romantycznej nadziei, utopii i scenariuszach przypominających sen, albo jakąś nieplanowaną przygodę w snach po której rano zostaje tylko uśmiech i dobry nastrój. Do tego warstwa liryczna! Wait było i ciągle jest naładowane ogromnym ładunkiem melancholii oraz do dzisiaj potrafi chwycić za wrażliwe cechy człowieka. Nie tylko na tej płycie, ale ogólnie twórczość M83 bardzo przypomina mi instrumentalne hymny Vangelis.
„I’m slowly drifting to you” to wers który znam na pamięć od pierwszego odsłuchania My Tears Are Becoming a Sea. Perkusja i wzmagające się smyczki wpychając słuchaczy w nieuniknione zapomnienie. Swoim niesamowitym klimatem piosenka pięknie tworzy sakralny majestat, który łączy w sobie odniesienia z lat 80. z orkiestrową symfonią.
Z tak pięknym Intro, nie mogło być gorszego zakończenia. Gdy miękkie klawisze fortepianu zamieniają się w rozpraszający szum, piosenka Outro wprowadza słuchacza w stan muzycznego katharsis.
Pośpiesz się, marzymy
Poprzez kolekcje błogich rockowych ballad, synthpopowej euforii i połączeniu tego z głośnymi instrumentami, przełomowy album M83 pchał i motywował swoją siłą do czegoś lepszego i jeszcze nieodkrytego. Z dzisiejszej perspektywy to dość fascynujące, jak wtedy 30 letni Anthony Gonzalez był w stanie stworzyć płytę, która tak łatwo rozwijała wyobraźnię. Dzięki atmosferze przypominającej ścieżkę dźwiękową naszego ulubionego filmu Hurry Up, We’re Dreaming jest łatwe do zatracenia się w odważnych marzeniach.