Znak ostrzegający przed spadającymi ludźmi

Co do skoków na linie to w powszechnej świadomości i zapisie funkcjonują dwie nazwy: Bungee i Bungy. Przy okazji moich adrenalinowych podróży czuję się nieco odpowiedzialny za wyjaśnienie, więc od razu napiszę, że obie są poprawne i na dobrą sprawę nie ma co się zastanawiać której formy używać. Zwłaszcza, że wymawiamy je identycznie i oznaczają to samo.

Jeśli skupimy się nad genezą słowa bungy, to opowiada za niego Alan John Hackett. Nowozelandczyk powszechnie uznany za ojca tego sportu, a co najmniej człowieka, który skomercjalizował go do obecnej popularności. W 1988 założył pierwszą na świecie firmę AJ Hackett Bungy zajmującą się profesjonalnym organizowaniem skoków.

Właśnie w tym kraju i nowozelandzkim slangu słowo bungy oznacza elastyczną taśmę/materiał. Z kolei w dialekcie Brytyjskim, którego to państwa kolonią jest Nowa Zelandia, słowem bungy opisywano coś grubego i kurczliwego. Te dwa znaczenia idealnie pasowały do nowo stworzonej na potrzeby skoków rozciągającej się liny. Tak też wpadło słowo bungy do nazwy firmy, a następnie w świadomość świata. Wcześniej były to po prostu skoki.

Z kolei gdy ja zaczynałem swoją przygodę ze skokami, częściej spotkałem się ze słowem bungee. Dlatego jak widać po wpisach, częściej używam tego słowa. Myślę, że przyjęło się to za sprawą angielskiego zwrotu bungee jumping. Z tym że już drugiego członu wyrażenia – jumping – skakanie, nikt nie używa, praktycznie bardzo rzadko, ponieważ samo bungee przedstawia nam cały sens słowa. Wszyscy od razu wiedzą o co chodzi i ciężko pomylić ten sport z jakimkolwiek innym. Czyż nie? Mówi się też często o skakaniu na linie bungy co również jest poprawne.

Legenda Bungee i Kanibale

Istnieje stara legenda, która opowiada, jak pewnego dnia ścigana przez zazdrosnego męża, niejakiego Tamalie, młoda i piękna żona po kłótni z nim schroniła się na drzewie, wyzywając go od tchórzy. Wściekły mężczyzna wspiął się za nią i gdy już miał ją złapać, dziewczyna niespodziewanie rzuciła się w dół! Jednak nie była wyłącznie piękna, ale również przebiegła i inteligentna. Wcześniej przed skokiem, zadbała o przywiązanie do stóp pędów winorośli, co pomogło jej ujść z życiem i uciec od męża, który też skoczył, jednak już bez lian i zginął, a ją uznano za bohaterkę.

Legenda jak to legenda – piękna, jednak wracając na ziemię, dosłownie i w przenośni, faktem pozostaje to, że za pierwszych 'skoczków’ powszechnie uważa się rdzennych mieszkańców archipelagu wysp należących do Republiki Vanuatu na Pacyfiku. Młodzi mężczyźni skakali z samodzielnie zbudowanych bambusowych wież z lianami przywiązanymi do kostek. Wszystko po to by udowodnić swoją męskość i odwagę oraz według lokalnych wierzeń, zapewnić rodzinie i plemieniu urodzaj oraz zdrowie.

Można domniemać, że co najmniej w jednej z wiosek o nazwie Bunlap na wyspie Pentecost zwyczaj jest praktykowany do dzisiaj. To z niej, wprawdzie stare bo z początku lat 90. pochodzą krążące po sieci zdjęcia, które poniżej. Ogólna ilość materiałów na temat tubylców i ich zwyczajów jest znikoma. Po pierwsze władze Francji, do której administracyjnie należą wyspy Vanuatu zakazały tworzenia tam materiałów filmowych, to w ramach ochrony mieszkańców. Po drugie, te same plemiona, które skaczą są również uważane za kanibali, a przynajmniej takie informacji znaleźć można w sieci. Także łącząc fakty, chyba nie wszyscy chcą się tam wybierać 🙂 

Historia Skoków Bungee

Wracając z dalekich wysp do nieco bardziej cywilizowanego świata, to bungee jakie znamy dzisiaj, swój początek miało w Wielkiej Brytanii. Na uniwersytecie w Oksfordzie istniał klub zrzeszający studentów o nazwie Dangerous Sports Club. Robili ogólnie ujmując szalone i głupie rzeczy, które często nagrywali, a telewizja puszczała je w odpowiednich dla tego typu pasmach. Członkowie wspomnianego klubu zainspirowani reportażem telewizji BBC o skokach z wysp Vanatu postanowili spróbować sami. Był 1 kwietnia 1979 roku. Studenci wykorzystali do tego 80 metrowy most w Bristolu, z którego postanowili skakać z wykorzystaniem lin wspinaczkowych.

Jedyne zachowane zdjęcie upamiętniające pierwszy skok.

Wprawdzie zaraz po tym zostali zaaresztowani, ale to tylko dodało im splendoru, a materiał o ich wyczynie i zatrzymaniu obejrzał znany nam już Alan Hackett…

Zaintrygowany tym co zobaczył, połączył siły i zainteresowanie tematem z kumplem Chrisem Sigglekowem, a potem z Henry Van Aschem. Zaczęli eksperymentować z lateksowymi gumkami, sprzętem wspinaczkowym i uprzężami spadochronowymi, aż upewnili się, że w sumie po dobrym przygotowaniu i odpowiednim sprzęcie skoki w przepaść można oddawać dość precyzyjnie i bezpiecznie. Co po kilku latach zaczęli sami praktykować i w wyniku wszystkich prób, od 1986 roku zaczęli regularnie skakać z mniejszych i większych mostów Nowej Zelandii. Pierwszym ich oficjalnym skokiem uznawany jest ten z miejskiego mostu w mieście Auckland.

Jest pomysł, czas na reklamę!

Na początku 1987 roku, Alan Hackett wraz z reprezentacją Nowej Zelandii w narciarstwie szybkim, której był członkiem, jako element szeregu obozów treningowych odbył podróż przez górskie stoki Europy. Objazdowa wycieczka była idealnym pretekstem do szukania nowych miejsc i sposobów na skakanie. I tak zimą w Alpejskiej miejscowości Tignes na południu Francji, Alan wyskoczył z gondoli kolejki linowej! To było na wysokości 91 metrów. Udowodnił wtedy, że przygotowana przez niego i kumpli lina jest bezpieczna i może pracować również w minusowych temperaturach, a podobno było to wtedy -20 °C. Nieco ponad 32 lata później sam wyskoczyłem z gondoli, w nieco przyjemniejszej aurze i temperaturze. Wiem co to za przeżycie i muszę przyznać, że mieli pomysły prekursorzy.

26 czerwca 1987 roku Alan skoczył z wieży Eiffla. Dzień wcześniej przed zamknięciem jej dla odwiedzających ją turystów, ukrył się razem ze znajomym w jej elementach konstrukcyjnych. Spędzili tam noc, przygotowując sprzęt, by następnego ranka o umówionej porze wykonać skok i zdjęcia. Na dole dziewczyna, szampan i znajomi z aparatami już czekali, dzięki czemu możemy zobaczyć poniższe zdjęcia. Skok jak można było się spodziewać, przyciągnął uwagę mediów (a wcześniej francuskiej policji) i stał się początkiem międzynarodowej sławy.

Takie mieli założenie na reklamę dla usług, które wkrótce zamierzali zacząć oferować wszystkim chętnym. Kilka charakterystycznych miejsc na skok, trochę szumu, zdziwienia i efektu wow co oni wyprawiają! Udało się, a skoki bungee, od drugiej połowy lat 80. stawały się coraz bardziej popularne.

Styl życia

Historia kumpli, którzy postanowili połączyć siły w badaniach, rozwoju, doskonaleniu i reklamie tego co lubili. Skoki bungy symbolizowały dla nich styl życia i niekończącą się przygodę, której granice zawsze chcieli przesuwać dalej. To brzmi dla mnie aż nadto znajomo i blisko 😉

Obecnie Alan Hackett uznawany jest za prekursora skoków i ambasadora Nowej Zelandii na świecie, za co nawet został uhonorowany państwowym medalem. Mnie łączy z nim wspólny miesiąc urodzenia – maj i ta sama ochota na życie!

PS gdy tylko dorwę jego książkę biograficzną Jump Start to z pewnością dopiszę więcej informacji i ciekawostek. Jak na razie skorzystałem tylko z jej fragmentów i zostawiam sobie ten postscriptum z wielokropkiem…