Okładka singla Forever Young zespołu Alphaville

Są piosenki które z miejsca stają sie hymnami całych pokoleń. Dla ludzi dorastających w latach 80. jedną z nich jest synthpopowa ballada Forever Young. Nawet pomijając tych wszystkich, którzy wtedy się miło do niej bujali, dzisiaj nawet dla młodszych pokoleń Forever Young jest symbolem 'starej’ muzyki. Starej, lecz w postaci x coverów wielokrotnie odświeżanej melodii, która nie daje o sobie zapomnieć.

Hymn do wiecznej młodości ukształtowany przez strach. Strach przed zestarzeniem się i przeminięciem. Wszyscy umrzemy, a ta, doskonale skomponowana i zaaranżowana piosenka, jak chyba żadna inna nie uświadamia nam tego tak dobitnie. Nim jednak kompozycja znalazła się na listach przebojów i w milionach membran głośników, żyła w innej formie.

Zanim Alphaville zostało Alphaville

W 1981 roku, w niemieckim Münster, Marian Gold i Bernhard Lloyd założyli zespół Nelson Community. Po dołączeniu do tej dwójki kolejnego klawiszowca Franka Mertensa, wtedy już trio, zmieniło nazwę zespołu na Forever Young. Tak! To na początku istnienia grupy była nazwa zespołu. Pewnie by została, gdyby nie inspiracja obejrzanym z VHS francuskim filmem Alphaville (1965). To przez niego ponownie zmienili nazwę na tę, pod którą są znani do dzisiaj. W każdym razie Forever Young nie było spontanicznym tytułem, pod którym latem ’84 powstała debiutancka płyta.

Demo z niemieckim tytułem Für Immer Jung, było skomponowane już w 1983 roku. Było pierwszą piosenką, z którą panowie szukali wydawcy, wysyłając ją do różnych wytwórni. Z tym że pomysł na jej brzmienie był inny od tego jaki znamy. Mianowicie, piosenka była szybkim kawałkiem w middle tempie, której w demo bardzo blisko do wersji Special Dance.

5 stycznia 1984 roku, nieznany jeszcze nikomu zespół wydał piosenkę Big In Japan, która niespodziewanie zrobiła z nich gwiazdy. Nie tylko w rodzinnych Niemczech, ale całej Europie. Kolejna, Sounds Like A Melody wydana 17 maja, powtórzyła sukces poprzedniczki. Wtedy też, uwcześni wydawcy Alphaville – berlińskie studio Budde Music, wiedziało, że czas skomponować kompletny album. Sesje nagraniowe zaplanowano na lipiec/sierpień ’84. Czas naglił. Trzeba było kuć żelazo póki gorące i zgarnąć z rynku tyle forsy ile się da, dopóki zespół był na topie. Zapowiedziany album ponownie miała promować szybka, podobna do wcześniejszych singli piosenka. Jednak tym razem nie wszystko szło sprawnie.

Forever Young – Made in West Berlin

Zespół oraz producenci: Wolfgang LoosColin Pearson przyzwyczajeni do worzenia piosenki w dzień, góra dwa, przy Forever Young utknęli. Było to w tamtym momencie ciągle demo w szybkim tempie, które na różne sposoby starali sie poprawiać, ukierunkować – jednak bez skutku. Siedzieli i siedzieli. Trzeciego dnia do studia wpadł jeden z co-producentów i właścicieli studia Budde Music – Andreas Budde. Był wykurzony, że łożą na nich forsę, a od trzech dni stoją w miejscu. Ogólnie zespół za nim nie przepadał ponieważ wprowadzał w studiu nerwową atmosferę. Jednocześnie odwiedzał ich na tyle rzadko, że gdy już był, oprócz ochrzanu miał świeże i oryginalne pomysły. Tym razem oznajmił, że muszą zrobić diametralne zmiany w piosence. Z tym co macie bawicie się za długo, dlatego totalnie zmieńcie koncept!

Andreas wepchał się przed rząd i siadł przed mikserem. Kazał sobie wytłumaczyć, które suwaki odpowiadają za jakie sekwencje. Gdzie są klawisze, bas, perkusja …no wszystko. Wolfgang Loos pokazał mu swoją zabawkę, a Andreas zjechał wszystkimi suwakami na poziom zero, zostawiając wyłącznie te odpowiedzialne za smyczki i wokal. Teraz włącz powiedział! W tamtym momencie, w studiu 54 w Berlinie Zachodnim, usłyszeli dokładnie to co znamy dzisiaj. Z takim początkiem mamy piosenkę, rzekł Andreas. Inni obecni potwierdzili, a wszystkie elementy w aranżacji dołożyli do końca dnia. Kompozycja w końcu miała atmosferę! Zespół, który przez tak długi czas widział w niej taneczny kawałek w szybkim rytmie, słusznie uznał, że trzecim singlem będzie tym razem ballada.

Jedynie tekst trzeba było poprawić. Wytwórnia chciała wydać ją na całym świecie ale nie podobał im się wers: „Little fascist lady, she loves you so” który był w oryginale. Marian wziął się do roboty i zmienił koncept antywojennego przekazu w dziesiątym wersie na słowa „Turn our golden faces into the Sun”. Co jak po latach słusznie przyznał, jest najgłupszym i niepasującym wersem tej piosenki.

Proroczy tytuł

Forever Young jako singel został wydany 3 wrzesień 1984 roku. Podobnie jak debiutancki album o tym samym tytule okazał się wielkim muzycznym i komercyjnym sukcesem. Samo Alphaville idealnie wpasowało się do czasów w którym powstali i zaczęli grać piękny, luksusowy synthpop. Marian Gold z jego wysokim głosem, w razie potrzeby wyciągał ton jak w tytułowej piosence, a pisząc słowa zawsze wahał się między hedonizmem, a paranoją. Było o wojnie, bombach atomowych, ekscesach i miłości. Najwyżej kazali mu je potem poprawiać. Jak wspomniane wcześniej słowa o faszystowskiej dziewczynie.

Niecałe dwa lata później po tym hicie, boom na Alphaville się skończył. Frank Mertens na lotnisku we Frankfurcie oznajmił, że opuszcza zespół, a drugi i trzeci album z lat 80. na których eksperymentowali z muzyką klasyczną i teatrem, były tylko tłem dla Forever Young.

Obecnie z wszystkich ich kompozycji, to te powiązane z Forever Young są ich wizytówką – ponadczasowe. Chcieli się tak nazywać i tak zostaną zapamiętani, wiecznie młodzi.

Marian Gold, Bernhard Lloyd i Frank Mertens na planie teledysku Forever Young
Marian Gold, Frank Mertens i Bernhard Lloyd na planie teledysku Forever Young. Klip został nagrany na terenie szpitala psychiatrycznego w Virginia Water, w Anglii. Rok wcześniej w tym samym miejscu powstał teledysk do piosenki Bonnie Tyler – Total Eclipse of the Heart.

Bonus dla muzycznych nerdów 🙂

Automaty perkusyjne Roland TR-808, Linn LM-1, Roland System-100M, ARP String Ensemble oraz Roland SDE 200 Digital Delay. To muzyczny sprzęt jakiego użyto przy produkcji całego albumu. Wszystko nagrane na 8-ścieżkowych taśmach Tascam, które zsynchronizował Friendchip SRC.