The Midnight przez ostatnie dziesięć lat dzięki swoim utworom zapewnili sobie miejsce, a jednocześnie stali się liderami na scenie synthwave. 3 października 2025 roku przypominają o sobie nową muzyką za sprawą Syndicate. To ich szósty album, najdłuższy w karierze. Słucham go od dwóch dni, czas więc na spisanie kilku słów recenzji na gorąco.
Bez muzycznej nostalgii
Pierwszy raz wrzuciłem ich na słuchawki latem 2015 roku, minęła dekada. Także z takiej perspektywy oceniam ich muzykę, długoletniego fana. Pierwsze wrażenie nowego dzieła jest … chłodne. Zamiast kalifornijskiego słońca więcej chłodniejszej Montany. Gdyby to był ich pierwszy album raczej nie zainteresowałbym się ich działalnością tak, jak zrobiłem to z automatu kiedyś. Brakuje mi tutaj uczucia muzycznej nostalgii. Nostalgii która jak żadne inne słowo nie jest tak często powtarzana jeśli chodzi o ich twórczość. Pojedyncze piosenki wpadają w ucho i wiem że tam zostaną. Jednak większość z nich jest dla mnie zbyt dużym miksem wszystkich podgatunków nurtu, których nie słucham.
Przypomina mi się w tym miejscu ten mem z Sylwestrem Stallonem w różnych kreacjach odpowiadającym różnym typom muzyki synthwave. Nie ma opcji że wszystkie trafią w ten sam gust. Na Syndicate słychać wpływy trance, klimaty cyberpunka, dużo komputerowych głosów. Nie moje klimaty takie sterylne wyobcowane w muzyce. Taki E.T. już w kosmosie, nie jeszcze na Ziemi.
Nostalgia od The Midnight
To tęsknota – prawdziwa – bądź co najlepsze – fikcyjna, za przeszłością wolna od negatywnych aspektów. Skupiająca się głównie na pozytywnych wspomnieniach i sentymentalnym przywiązaniu do minionych chwil, miejsc czy doświadczeń. Na albumie Syndicate jest tego bardzo mało, zdecydowanie za mało dreamy.
Jednak żeby nie było, technicznie wszystkie kawałki są świetne! Super mastering, wiele ukrytych dźwiękowych smaczków, które odkrywa się po którymś przesłuchaniu, no po prostu muzyczna piaskownica. Nie można się przyczepić. Mi jednak brakuje w tych piosenkach tego pozytywnego ładunku emocjonalnego. I na pewno nie jest to spowodowane tym, że się starzeję. Album jest po prostu brzmieniowo cięższy. Mimo to, pewnie znajdzie swoich fanów, zresztą czytając reakcje ludzi – już znajduje. Chociaż są również głosy podobne do mojego i to chyba pierwszy raz w takiej liczbie. Przynajmniej jeśli chodzi o komentarze na YouTube.
Synthvawe
The Midnight o czym napisałem już przy okazji Hereos, stał się dużo bardziej profesjonalny. Od x lat nie jest to już wyłącznie garażowy projekt Tima i Tylera. Teraz w produkcję jest zaangażowanych więcej osób, oprogramowania, czasu… wszystkiego jest więcej. Dobrze widać to na koncertach, jeśli porównuję sobie 2017, 2019, 2023 i 2025 rok. Zwłaszcza jak byłem na więcej niż jednym. Mniej grania z komputera, więcej żywych instrumentów i osób na scenie. Komercjalizacja swojego sukcesu cieszy, mało kto tak jak oni na to zasłużyli. Tylko właśnie czy aby to więcej nie zabija muzyki elektronicznej jaka The Midnight na scenę wyniosła? Pomijam normalną ludzką ambicję i chęć rozwoju.
Moim zdaniem trochę tak. Brzmienia stworzonego w domowych studiach nie da się przenieść idealnie by go zagrać na żywo. W założeniu prostej ścieżki dźwiękowej dla marzycieli. Czego nie usłyszymy – zanucą dalej nasze myśli i mózg. Dopowiemy do niej swoje własne historie. Z tego The Midnight zasłynęli. Łatwo po najpopularniejszych piosenkach i statystykach sprawdzić, czego ludzie od nich słuchają. Jestem pewny, że i bez tego całego obecnego anturażu zapełnili by kluby, które teraz zapełniają – składem z pierwszych ich występów live. Nie byłoby narzekania.
Mam inną muzykę która zaspokaja te bardziej że tak to nazwę ambitne potrzeby. The Midnight był od innych brzmień i tam zostanie. Nie będę się znęcał i pisał o piosenkach które mi się nie podobają. Zrobię jak Robert Makłowicz w sowich filmach. Nie wiem czy ktoś zauważył, ale on tylko chwali i złego słowa o jedzeniu w życiu nie powiedział heh 🙂
Najlepsze z Syndicate
Przyjemne dla ucha tempo Summer’s Ending Soon to mój zdecydowany numer jeden. Tekst i sposób w jakim Tyler to śpiewa to najlepsza wizytówka talentu. Muzycznie bez fajerwerków, ale dokładnie ten regularny beat jest największą zaletą. Przewidywalnie piękna! Szkoda że nie wykorzystali wakacyjnych zdjęć, które wysłałem na przedpremierowy konkurs do teledysku.
Kolejny faworytem jest The Right Way. Najbardziej z wszystkich jest podobna do zespołu z początku ich kariery. Słyszę jakieś stare japońskie analogowe syntezatory od Rolanda i Korga. Z kolei wykrzyczana słownie historia jest niczym poradnik pozytywnego nastawienia do życia. Uwielbiam! Uśmiechnie się ten kto zna historię zespołu.
Głośniejszy i dynamiczniejszy od wyżej wymienionych Runaways z gościnnym żeńskim wokalem Bonnie McKee też spełnia moje wymagania. Dwa wokale mają u nich dobre tradycje. Ta chociaż z pazurem to jest zaczepiona właśnie w takich.
Prawie półtorej godziny materiału a jak na razie tylko te trzy mnie w stu procentach przekonały. Na pewno zagoszczą na playlistach na stałe, jednak jako całość dość blado to wygląda. Można wysunąć wniosek że Syndicate jest nieco za długi. Trwa tyle co pełnometrażowy film. W każdym razie album na pewno odniesie sukces bo jest już pchany samą marką zespołu.
Przyszłość synthwave?
Jako samozwańczy ekspert od muzyki synthwave, zwłaszcza podgatunku dreamwave muszę przy okazji dopisać, że nie da się już rozróżnić roboty w studiu, nagrywania chórków i ręcznego masteringu a nawet wykorzystanego audiotune od produkcji IA. Śledzę sobie taki kanał i to wyszło dwa tygodnie temu. Idealnie dotyka pewnych składni dreamwave i podoba mi się bardziej niż niektóre kawałki Syndicate. W tym kontekście podzielę się tym co napisał mi autor tego Endless Voyage kawałka.
„Myślę, że nie warto się stresować tym, gdzie zaczyna się sztuczna inteligencja, a kończy ludzki pierwiastek. Naprawdę liczy się to, jakie emocje wywołuje w tobie muzyka. Jeśli utwór sprawia, że marzysz, czujesz i cieszysz się nim – to znaczy, że już spełnił swoje zadanie”
Sam bym tego lepiej nie ujął. Dlatego bierzmy z muzyki co najlepsze, to nasze emocje.





