W 2005 roku, kanadyjka Nelly Furtado trafiła pod skrzydła nowego amerykańskiego producenta Timbalanda. To on, razem ze swoim człowiekiem, tak zwanym co-producentem Danja (ach te amerykańskie pseudonimy) miał w głównej mierze odpowiadać za brzmienie jej kolejnego albumu. Wtedy nie wiedziała jeszcze, że nowe znajomości okażą się być dla niej początkiem i przyczyną największego sukcesu. Płyty Loose która swoją premierę miała 7 czerwca 2006. Krążek zarówno dla niej, jak i producentów do dzisiaj jest artystycznym i komercyjnym numerem jeden. W powszechnej świadomości jest to również jedyny album i nagrania, z którymi większość Nelly Furtado w ogóle kojarzy.

Album na najważniejszych i największych rynkach muzycznych spędził czas od roku do dwóch. W tym wiele tygodni na pierwszych miejscach sprzedaży. Miał bardzo 'długie nogi’. Promowany był w ciągu kilkunastu miesięcy łącznie 8 singlami (przy 13 piosenkach w jego podstawowej wersji). Nawet dzisiaj, w prostszej erze cyfrowych wydań, wydaje się to liczbą zawrotną i ciężką do powtórzenia.

Wszystkiego po trochu

Lose to mieszanka brzmień popowo dyskotekowych za sprawą Timblanda zmieszana dodatkowo R’n’B i hip-hopem. To głównie piosenki Maneater, Promiscous, All Good Things, Say it Right i Te Besque ciągnęły ten album. Znalazło się na nim również miejsce na kompozycje po hiszpańsku oraz balladę In Good’s Hands. Balladę, która po researchu list przebojów i sprzedaży, zaskoczyła spokojem i również odniosła sukces. Album naprawdę różnorodny! W kilku piosenkach, a dokładnie na ich początku bądź końcu, można usłyszeć pogawędki, które były zamierzonym elementem podczas produkcji. Są to wstawki rozmów Nelly z producentami i innymi muzykami. Zostały nagrane podczas sesji w studiach muzycznych w Miami, Toronto i Los Angeles, gdzie wszyscy pracowali. W założeniu miały świadczyć o dobrej atmosferze podczas jego tworzenia. Obiektywnie trzeba założyć, że musiało tak być. Inaczej ciężko mi sobie wyobrazić by cała ta jego przebojowości powstała z przymusu i pracy w stresie.

Biorąc pod uwagę archiwa polskich list przebojów, najpopularniejszym kawałkiem z płyty Loose był All Good Things (Come To End). Nie zawsze takie listy i tabelki bywają najlepszym odzwierciedleniem stanu faktycznego, ale akurat w tym wypadku wszystko mi się składa. Mianowicie, końcówka 2006 i początek 2007 roku, mój pierwszy oficjalny karnet na siłownie, gdzie podczas ok. 1,5 godzinnych treningów, w radiu ten kawałek można było usłyszeć kilka razy. Zdecydowanie #goodmemories!

(To mój pierwszy muzyczny tekst. Nie mam pomysłu na to, czy i w jaki sposób w swoich przyszłych tekstach będę wystawiał oceny. Żaden ze mnie dziennikarz muzyczny. Zostawię sobie jednak tę możliwość i może kiedyś do niej wrócę. Wtedy zamiast tej formułki będą w tym miejscu jakieś gwiazdki czy coś)

Lose i reszta kariery

Dla mnie wizerunek i karierę Nelly Furtado można podzielić na dwa okresy. Jeden, mocno komercyjny i związany z albumem Loose, czyli lata 2006-2008. Była wtedy najlepiej sprzedającą się kobiecą wokalistką, a nazwisko Furtado, jak i pseudonimy ówczesnych producentów (Timbland, Danja) działało na wszystkich jak magnes i sprawiało, że do współpracy ustawiały się długie kolejki. W Polsce za sprawą Tiësto oraz singla Who Wants To Be Alone nagranego w 2009 roku, a wydanym wiosną 2010, Nelly odniosła ostatni sukces na naszym rynku. Tym razem to jednak Holender utrzymał ją w świadomości odbiorców, a nie Nelly jego.

Drugi okres jej kariery, nieco mniej komercyjny, lecz nie mniej przebojowy. Dotyczy czasu sprzed Loose (gdzie sam poznałem ją za sprawą piosenki Euro 2004 – Loca), jak również lat, gdy tytułowy Loose pokrył się nieco kurzem. To lata młodej Nelly szukającej swojej drogi przy pierwszym i drugim albumie. Jak i aktualny czas, gdy wydaje się wróciła do swoich korzeni i tworzenia muzyki po swojemu. Bez zbędnej ingerencji wielkich producenckich nazwisk we własnym Nelstar Entertainment Inc. – wydawnictwie muzycznym, które stworzyła.

Zgrabna Dziewczyna

Nelly Furtado, która za sprawą rodziców, swoje korzenie (z nazwiskiem) ma w Portugalii, również wizerunkowo zmieniała się w ciągu tych lat. Przy Timblandzie sama prezentowała się jak amerykańska gwiazdka, z kolei przed jak i po tytułowym projekcie, to po prostu dziewczyna z sąsiedztwa. No może aktualnie trochę starsza dziewczyna z sąsiedztwa, z rozwodowym bagażem życiowym i w krótkich włosach.

W każdym razie dla mnie to ciągle tancerka, której na wieczornym spacerze uciekł pies. Szukając go trafia do podziemia, przy okazji pokazując towarzystwu jak się ruszać, tańcząc całą noc. Wkrótce potem, by osiągać podobne efekty co Nelly kawałkiem płaskiego brzucha w teledysku Maneater, wśród jej konkurentek, głównie na amerykańskim rynku, nastały trochę bardziej widoczne niż wcześniej czasy gołych d.. i kontrowersji przy budowaniu muzycznej marki. Wracając do Nelly, dla mnie tancerka, ale są ludzie którzy kojarzą ją też z grzywki 🙂

Nelly ciągle tworzy i mimo że zapomniana przez mainstream to stawia na własną i bardziej artystyczną muzykę. Bez splendoru, błysku i amerykańskich producentów, którzy mieli na nią pomysł. Odkryła pomysł na samą siebie i idzie drogą, o której na płycie Lose, jako współautorka bardzo dobrych tekstów, tylko pisała.

Tak patrząc dzisiaj (27.03.19) na statystyki z oficjalnego kanału Nelly Furtado przy nieco ponad milionie! subskrypcji. Najpopularniejsze wideo Say It Right – 400 000 000 wyświetleń, z kolei jedyny teledysk promujący ostatnią płytę, ten do Pipe Dreams – 140 000 wyświetleń. Na podobnym poziomie popularności tak samo moim zdaniem świetne kawałki, jak Flatline czy Live. Warto nadmienić że piosenki jak i cały album The Ride zostały przez Nelly w dniu jego premiery (31.03.2017) publicznie udostępnione. Na szczęście status społecznościowy i liczba wyświetleń nie stanowią w jej przypadku o jakości samej produkcji i piosenek.

Na zakończenie parafrazując tytuł mojego ulubionego z Loose kawałka, przy którym przewaliłem tony żelastwa – nie zawsze wszystkie dobre rzeczy się kończą!