Skoki bungee mają to do siebie, że trwają kilka sekund i gdyby zwracać uwagę tylko na to, byłyby znacznie mniej intrygujące. Jedziesz, skaczesz, wracasz i koniec. Do tego nie miałbym co o nich napisać, ponieważ nie tylko wysokość, ale głównie to gdzie się znajdują, tworzy wokół nich dodatkową otoczkę i indywidualny charakter. Mnie interesują outsiderowe miejsca i widoki, dlatego dotychczasowe skoki nie były spadaniem nad jakimiś pełnym smogu miastem i blokami. Tylko miejscami które same w sobie wywołują efekt wow.

Ten wpis to wycieczka do najpiękniejszej i najdroższej jak do tej pory okolicy, w której można rzucić się w przepaść, bądź spróbować innych sportów ekstremalnych. Witam ponownie Alpy Szwajcarskie.

Stockhorn – szczyt w Szwajcarii

Mniej więcej w połowie drogi między Zurychem, a Mount Blanc znajduje się Stockhorn. To szczy leżący w paśmie Alp Berneńskich mający 2190 m. n.p.m. Można go zdobyć ruszając z nisko położonych schronisk pieszo bądź wjeżdżając kolejkami gondolowymi, znacząco skracając sobie drogę. Pierwsza kolejka to po prostu Stockhornbahn, która zawozi nas na wysokość 1642 metrów. Tam obok restauracji znajduje się kolejna stacja i kolejka o nazwie Chrindi. Tą kolejką wjeżdżamy już na sam szczyt, gdzie czeka nas między innymi świetnie zaprojektowana i wykuta częściowo w skałach, platforma widokowa.

Jednak jak wiadomo, platformy widokowe są bardziej do podziwiania niż przeżywania. Dlatego, gdy gondola znajduje się nad jeziorem Hinterstockensee, drzwi się otwierają, a my mamy możliwość przeżycia jednego z najbardziej spektakularnych skoków bungee na świecie. Skaczemy z gondoli, która znajduje się na wysokości 1729 metrów n.p.m. a do tafli jeziora mamy dokładnie 134 metry.

Wyskocz z gondoli! - Mój najpiękniejszy skok Bungee, Szwajcaria. Szczyt Stockhorn.

Kto to wymyśla?

Jednak nim znajdziemy się na krawędzi gondoli, trzeba uzbroić się w cierpliwość ponieważ wszystko dość długo trwa. Całą zabawę organizuje firma Outdoor Interlaken, specjaliści od alpejskich sportów ekstremalnych. Rezerwacja terminów na skok bungee jest wymagana, ponieważ w gondoli mieści się tylko 8 uczestników, a i sama gondola jest wypożyczana na czas skoków i jednocześnie zamknięta dla turystów chcących się dostać na szczyt. Pomimo że wszystko jest ograniczone dość wąskimi ramami czasowymi, to jak przystało na szwajcarską precyzję, dobrze funkcjonuje.

Zbiórka uczestników odbywa się w siedzibie głównej firmy. Rejestrujemy się, wypełniamy odpowiednie formularze i czekamy na pozostałych. Pod siedzibą w miejscowości Interlaken pakujemy się wspólnie z całą bungee ekipą do busa i jedziemy do miejscowości Erlenbach Im Simmental. Trwa to około 30 minut, ale widoki i gadki instruktorów skutecznie odwracają uwagę. Zawsze też możemy trochę postraszyć osobę, którą zabraliśmy ze sobą na jej pierwszy skok, a swój debiut mamy już za sobą.

W Erlenbach jest najniższa stacja kolejki w drodze na szczyt. Stamtąd ruszamy by dostać się do przesiadki w Chrindi. Pomiędzy tymi stacjami są przystanki (ta szwajcarska infrastruktura!) i akurat w moim przypadku zabraliśmy dwóch pasterzy z psem. Jeśli zamiast nich wsiadłyby kanary i rzucili swojskie „bileciki do kontroli” to nie mamy się czego obawiać. Bilety na kolejkę wliczone są w cenę skoku.

Dawajcie te liny!

Gdy dojedziemy na stację środkową, czekają już tam na nas uprzęże i cały potrzebny sprzęt. Jest też darmowa publika w postaci zainteresowanych akcją ludzi z knajpy, którzy z uśmiechem życzą powodzenia. Jest na miejscu wszystko poza trzema linami bungee, które ekipa targa ze sobą na specjalnych stojakach z samego dołu. Trzy liny oczywiście o różnej specyfikacji. Jak już przy okazji wcześniejszych postów wyjaśniłem, każda z nich odpowiada za inny zakres wagi skoczków i różni się grubością oraz sprężystością. Najmniejsza lina u Szwajcarów trzyma ludzi z wagą od 45 do 60 kilogramów. Średnia lina to kolejno od 61 do 90, a najgrubsza od 91 do 115 kilogramów. Wszystko ze wglądów bezpieczeństwa.

W tym miejscu nadmienię, że w Polsce skaczą wszyscy przeważnie na jednym typie najgrubszej liny, którą po prostu częściej się wymienia – albo i nie. Mniejsza o to, wracamy do Szwajcarii i stacji nad jeziorem Hinterstockensee.

Gdy już wszyscy ubrani są w uprzęże mamy krótkie szkolenie jak skakać i jak nie skakać. Dostajemy też informacje jak się zachować po skoku. Mądrzejszy o swoje wcześniejsze doświadczenia wiedziałem o co chodzi. Jednak tak jak kiedyś wspomniałem, mało kto ze skaczących pierwszy raz myśli o tym w tamtym momencie. Powiedzmy, że miałem frajdę patrząc na stres innych 😀 Następnie przeszkolona ekipa staje kolejno na wadze, która wyznacza kolejność skoków. Zaczynają najciężcy ze względów bezpieczeństwa. Moje 91 kilogramów dało mi drugie miejsce. Gdy wszyscy zważeni, a fotograf przypięty na zewnątrz gondoli, jedziemy nad jezioro.

No to jump!

Czy można się bać trzeciego w życiu skoku z bungee? Można. W moim przypadku lekkie obawy budził brak łódki na jeziorze. Moich umiejętności utrzymywania się na wodzie na pewno nie nazwałbym pływaniem. Chociaż już nawet samo uderzenie w wodę z takiej wysokości, gdyby coś poszło nie tak, byłoby niebezpieczne. W imię zasady że tylko głupi się nie boi, myśli miałem jak zawsze, ale skoczyłem! Tym razem przełamując barierę wodną.

Jestem z siebie zadowolony bo dopracowałem też wybicie, za które nawet dostałem pochwałę. Problem z nim jest taki, że naprawdę trzeba mocno wyskoczyć, by podczas lotu wyglądać jak Maverick z Top Guna, a nie jak sierota. Lina, która jest już przyczepiona do naszych nóg, ściąga nas swoją wagą w dół, dodając kilogramów niczym obciążniki przy kostkach trenujących siatkarzy. Także gdyba ktoś kiedyś skakał, to z całej siły 😉

A o co chodzi z tą łódką? Kilka lat temu łódka była miejscem w którym Cię odpinali od liny i z którego Cię nagrywali. Również zwykłą asekuracją obsadzoną ludźmi z ekipy. Po prostu skakałeś z gondoli do łódki. Jednak odkąd firma od bungee nawiązała współpracę z producentem kamerek GoPo, zrezygnowali z niej. Może i nie ma łódki, ale jeśli chodzi o video jest na bogato. Skok z dodatkowym filmowym pakietem nagrywają 4 kamerki. Jedna jest w gondoli, kolejna na jej dachu nad otwartymi drzwiami, trzecia w aparacie fotografa, a czwarta na Twoim nadgarstku. Ironicznie pisząc, to gdyby cenę takiego pakietu video podzielić przez 4, wcale nie wychodzi tak drogo 😀

Skok skokiem, sama wyprawa to przygoda!

Po skoku, gdy już linką asekuracyjną wyprostujemy się do pozycji siedzącej i przypniemy do wciągarki, mamy chwilę spokoju na podziwianie niesamowitego widoku na dolinę! To właśnie te żywe obrazy robią różnicę i ciągną człowieka w góry do takich przygód i oryginalnych perspektyw. Po prostu wow!

Wyobraź sobie, że wisisz na linie pod gondolą z której przed chwilą wyskoczyłeś gdzieś wysoko w alpejskiej dolinie? Piękne, czyż nie? Nawet jeśli miałoby to zostać tylko w Twoich wspomnieniach, bez zdjęć, filmu czy pisania takiego długiego tekstu jak ja teraz.

To nie koniec niespodzianek

Po tym, gdy już na spokojnie popatrzysz na nerwy (i przez dziurę w podłodze) skoki pozostałych, można wracać. Na środkowej stacji, poza cieszącą się publiką, czeka dla wszystkich niespodzianka w postaci przenośnej lodówki pełnej zimnego piwa i napoi. Jej, jak to piwo smakowało! Emocje robią swoje.

Mamy wtedy też chwilę czasu, wiec można sobie pochodzić, porobić zdjęć i na spokojnie pogadać z ekipą. Właściwe poza kierowcą, wszyscy coś pili i nie tylko dlatego, że pomimo już późnej godziny było gorąco. Instruktorami bungee byli Szwajcar, Nowo Zelandczyk i Południowoafrykańczyk. W sieci nie znalazłem informacji, ale z tego co mi ta światowa ekipa powiedziała, skoki są tam z różną częstotliwością organizowane już od 1998 roku. Jednak dopiero w ostatnich kilku latach, głównie przez social media, stały się popularniejsze.

Od wyjechania z bazy w Interlaken do powrotu, minęły 4.5 godziny. Nocowałem w okolicach więc na dobrych emocjach, wieczór się dopiero zaczął.

300 Franków Szwajcarskich

Tyle pełnoletnia osoba bez zniżek musiała w sierpniu 2019 zapłacić za skok z pakietem foto/video. 210 Franków za sam skok, pozostała część to koszt cyfrowych materiałów. Jest kilka bonusów i pakietów, dzięki którym można trochę 'zaoszczędzić’ ale to odsyłam już na oficjalną stronę organizatora tutaj.