Nie da się napisać nic o tej płycie, nie wspominając o filmie La Bamba, na potrzeby, którego w ogóle powstała. Chciałbym się skupić bardziej na samej muzyce, więc o filmie będzie w telegraficznym skrócie. Doskonały biograficzny film poświęcony Ritchie Valensowi. Piosenkarzowi ery rock and rolla, tragicznie zmarłemu w wypadku lotniczym wraz z Buddy Hollym i Big Bopperem.
Film nakręcony z rozmachem i ciekawą fabułą. Do tego świetnie oddający klimat tamtych czasów, zwłaszcza w Kalifornii (nie byłem wtedy w Kalifornii, ale tak mi się wydaje). W jakim stopniu fabuła jest wierna prawdzie, trudno mi ocenić, bo większość źródeł jest mało dostępnych w Polsce. W filmie zauważyłem tylko jeden merytoryczny błąd i to w końcówce. Spiker radiowy informując o śmierci trójki rock and rollowców, nadaje utwór gitarowy Sleepwalk, który dopiero pojawi się na rynku muzycznym ciut później. Ale wiadomo, w filmie działa „licentia poetica” i powszechnie wiadomo, że pewnych rzeczy po prostu się nie powinno dostrzegać, a już na pewno nie czepiać się ich na siłę. Film światową premierę miał w 1987 roku. W Polsce z tego co kojarzę, w kinach nie miał jej w ogóle. Osobiście dorwałem go na kasecie VHS i to dopiero w 1990 roku.
Wersje Los Lobos lepsze od oryginałów!
A teraz do sedna, czyli do samego albumu, który chociaż stanowi niejako dodatek do produkcji filmowej, dla mnie stał się główną atrakcją. Nie wiem dlaczego los padł akurat na grupę Los Lobos, której powierzono stworzenia soundtracku do tego filmu. Wypadli w tej roli znakomicie i przez lata myślałem, że ta grupa gra tylko rock and rolla. Okazało się jednak, że to był tylko romans z tym gatunkiem, a panowie są o wiele bardziej wszechstronni w tym co robią. Jedynym wspólnym mianownikiem w ich muzyce „na co dzień” a tym, co w filmie – jest meksykański temperament. Oprócz grupy Los Lobos do studia nagrań zaproszono jeszcze trzy osoby.
Zakładam, że Bo Diddleya nie zapraszano do ponownego nagrania swojego hitu, a po prostu go tylko wykorzystano w czołówce filmu. Pozostałe osoby zaproszone do współpracy to: Howard Huntsberry, który w filmie się wcielił w postać Jackie Wilsona i zaśpiewał rewelacyjnie Lonely Teardrops. Drugim gościem był doskonale znany Brian Setzer z grupy Stray Cats. On nie miał trudnej roli, gdyż kazano mu zagrać Eddie Cochrane’a, którego wszak Brian naśladował już od wielu lat. Brian wykonał w tym filmie Summertime Blues. Trzeci zaproszony wykonawca to Marshall Crenshaw. On również nie miał problemu ze wcieleniem się w rolę, gdyż swój image sceniczny w owym okresie w sporej mierze opierał na wizerunku Buddy Hollego. Jak przystało na fana, brawurowo upodobnił się do swego idola i wykonał piosenkę Crying, Waiting, Hoping. Jako ciekawostkę dodam, że w filmie Peggy Sue wyszła za mąż (1986) również możemy zobaczyć Marschala gającego i śpiewającego piosenkę Hollego.
Perełki w gościnnym wykonaniu
Rozpocząłem opis od gości, gdyż pomimo tego, że ich obecność w filmie miała charakter symboliczny, na płycie ich wersje klasyków brzmią doskonale i stanowią największą wartość. Na status przebojów z tego albumu wylansowano oczywiście piosenki w wykonaniu Los Lobos, ale chciałbym swoim tutaj swoim wpisem zwrócić uwagę na perełki. Te trzy piosenki: Summertime Blues, Lonely Teardrops i Crying, Waiting, Hoping są najlepszymi wersjami tych piosenek, jakie do tej pory powstały. Szkoda, że w samym filmie nie możemy się nimi nacieszyć w całości, gdyż przerywane są fabułą. Płyta nam to wynagradza. Teraz zajmę się esencją.
Przebojowa La Bamba!
Jak wspomniałem, nie wiem kto wpadł na pomysł by zatrudnić do nagrania piosenek do filmu grupę Los Lobos, ale pomysł był idealny i wypalił na całego. Ritchie Valens nie pozostawił po sobie imponującej dyskografii, bo i kariera była przerwana tragicznie na samym jej początku. To, co po sobie pozostawił, to kilka singli i albumy wydane po jego śmierci. Zazwyczaj tworzone trochę na siłę z resztek i niedoróbek studyjnych. Jakość tych nagrań ma sporo niedoskonałości. Oficjalne single wydane za życia artysty z przebojami brzmią – nawet jak na tamte czasy, dość kiepsko. Wzięcie na warsztat tych piosenek przez Los Lobos i pokazanie światu pełnego blasku tych przebojów, do tego w doskonałej jakości, to był strzał w dziesiątkę.
Ritchie Valens pod przykrywką Los Lobos zabrzmiał perfekcyjnie. Myślę, że nie istnieje lepsza wersja piosenki La Bamba niż ta pochodząca z tego filmu. A trzeba przyznać, że utwór to nader często coverowany. Również nie słyszałem nigdzie lepszej wersji niż ta filmowa piosenki Donna, napisanej przez Ritchiego dla swojej koleżanki, w której się kochał. La Bamba i Donna to dwa największe hity Valensa i podobnie ten album właśnie te dwie kompozycje promował singlami i klipami w MTV. Jeżeli ktoś widział klip do La Bamba, niech również poszpera w necie i posłucha Donna bo warto.
W filmie wykorzystano jeszcze inne piosenki, wykonywane wcześniej przez Ritchiego. Są to Come On, Let’s Go i Ohh! My Head – jego autorstwa, Framed – tu był producentem, oraz romantyczna i słodka We Belong Together. Zapożyczono na potrzeby produkcji również hity od innych, a mianowicie chodzi o piosenki Charlena i Goodnight My Love.
Najlepszy klasyczny rock wydany w latach 80.
Ogólne wrażenie. Płyta z soudtrackiem La Bamba jest doskonale rock and rollowa. Kto wie, czy to nie najlepsza płyta z klasycznym rock and rollem wydana w latach 80.? Zawiera standardy ery rock and rolla w wersjach nie prze aranżowanych zbytnio od oryginałów. Do tego nagranych w doskonałych studiach przez świetnych muzyków i wokalistów.
Filmów biograficznych o gwiazdach ery rock and rolla nakręcono sporo – większość widziałem. Tutaj po raz pierwszy, główną ozdobą była perfekcyjnie nagrana muzyka, przez co płyta z soundtrackiem jest wartością samą w sobie. Film widziałem może z dwa razy i nie tęsknię, by oglądać go ponownie, czego nie mogę powiedzieć o płycie. Gości u mnie na gramofonie bardzo często. Poza tym…. La Bamba była jednym z ostatnich podrygów klasycznego rock and rolla w popkulturze. Lata 80. póki co definitywnie zamknęły rozdział piosenek rodem z lat 50. na listach przebojów.
Tracklista winylu La Bamba (1987)
strona A
1. Los Lobos – La Bamba
2. Los Lobos – Come On, Let’s Go
3. Los Lobos – Ohh! My Head
4. Los Lobos – We Belong Together
5. Los Lobos – Framed
6. Los Lobos – Donna
strona B
1. Howard Huntsberry – Lonely Teardrops
2. Marshall Crenshaw – Crying, Waiting, Hoping
3. Brian Setzer – Summertime Blues
4. Bo Diddley – Who Do You Love
5. Los Lobos – Charlena
6. Los Lobos – Goodnight My Love
Autor recenzji Krzysztof Sierszuła